Księgi Zakazane

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 9 "Fałszywe oskarżenia"

Cisza.
Jakieś szmery.
James leżał na wznak, na łóżku wpatrując się w ciemność. Pani Pomfrey wyłoniła go ze skrzydła szpitalnego o 21, a on od ponad 2 godzin nie mógł zasnąć. Wciąż myślami był przy Lily. Już nawet nie wściekał się na Łapę, miał ochotę z nim pogadać, potrzebował go, a teraz, w tych najtrudniejszych momentach, byli skłóceni.
- Łapo? - szepnął, choć nie miał nadziei na to, że ktoś mu odpowie.
Syriusz spał już od godziny.
- Tak? - Ku zaskoczeniu Rogacza, Łapa odezwał się lekko sennym głosem.
James westchnął lekko, skoro już zaczął tą rozmowę, to musiał ją dokończyć.
- Przepraszam - odparł wciąż wpatrując się w ciemność.
- Przestań, nie ma, o czym mówić. - Syriusz westchnął.
- Wiem, że powinienem złapać tego znicza, ale coś mnie ciągle dręczyło…
- Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć – odparł, a chwilę potem podłoga w dormitorium lekko zaskrzypiała. Łapą najwyraźniej wyszedł z łóżka. Za chwilę pokój wypełniło światło lampki a Rogacz syknął przymykając oczy.
- Zgaś, bo mnie razi! - zasłonił ręką twarz.
- Poczekaj, chce coś sprawdzić. - Wyjął z szuflady stary lekko pognieciony pergamin i rozłożył go na łóżku. - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Na pustym pergaminie zaczęły pojawiać się czarne litery, znaki i łączące się linie. Syriusz nie czekając aż pokryją cały pergamin, rozłożył go odpowiednio spoglądając na dormitorium dziewcząt.
- Chyba śpią - szepnął podekscytowany do Rogacza. - Mam pomysł...
- Syriuszu wybacz, ale nie mam ochoty na żarty. - James skrzywił się lekko spoglądając na przyjaciela. - Ale możemy zakraść się do Lily...
- Nie - odparł stanowczo Łapa. - James, nie możesz tam siedzieć przez cały czas. Spójrz na to, co się dzieje. Wciąż przesiadując w skrzydle nic nie zmienisz, ona nie obudzi się przez to szybciej. Zajmij się swoim życiem.
Rogacz spojrzał markotnie na przyjaciela. Syriusz miał trochę racji, ale on musiał, po prostu musiał przy niej być.
- A co z tą Liv? - Syriusz niespodziewanie wyskoczył z pytaniem.
- Och... - James zagryzł wargi, nieco zakłopotany. - Dzisiaj z nią gadałem, przed meczem. Mówiła, że słyszała, co się stało z Lily i gdybym chciał z kimś na ten temat pogadać to ona jest chętna.
- Chętna się znalazła. – Syriusz prychnął przeglądając bezmyślnie mapę. – Przecież jakbyś chciał z kimś pogadać, to wiadomo, że ja bym był pierwszą osobą w kolejce.
- Skromny, nie ma co. – James pokręcił głową wygodniej siadając na łóżku.
Syriusz tylko westchnął ciężko i już miał odłożyć mapę Huncwotów na półkę, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na planie błoni Hogwartu.
- James… - Przeniósł przerażony wzrok na przyjaciela. – James spójrz… - Podsunął mu mapę pod nos.
Rogacz szybko zerknął na mapę, a oczy coraz bardziej mu się poszerzały. Przez błonia Hogwartu pędziły dwie kropeczki. Pierwsza opatrzona imieniem Mary, a druga imieniem Remusa. Tuż za nimi biegł Peter, a cała trójka kierowała się w stronę zamku.

~*~

Biegła wciąż przed siebie i nawet nie śmiała się obrócić, by sprawdzić czy Remus wciąż ją goni. Dlaczego ona się nie przemieniła? Przecież wszystko wskazywało na to, że będzie wilkołakiem. Nawet Pani Pomfrey powiedziała, że to cud, że przeżyła, więc oczywiste było, że stanie się tym, kim był Remus. Potworem…kim strasznym, ale teraz nie mogła o tym myśleć. Nadal biegła. Opuściła już błonia wpadając przez ogromne wrota do zamku. Na chwilę się zatrzymała, by zaczerpnąć tchu, lecz zdała sobie sprawę, że to nie jest dobry pomysł. Dopadła do schodów, gdy Remus był już niecały metr od niej. To trwało ułamek sekundy i nagle…wilkołak utknął w fałszywym stopniu, dając Mary chwilę na zebranie myśli. Spostrzegła jak Glizdogon wpada tylko (jako człowiek) przez wrota i krzycząc coś o pomocy i biegnie w stronę Wielkiej Sali. Szybko zaczęła wspinać się po schodach. Bestia miotała się parę stopni niżej, ale z każdą sekundą jego uwięziona kończyna wysuwała się spod fałszywego stopnia. Mary nie wiedziała czy w końcu się uwolnił, bo biegła ile sił w nogach przez korytarz. Do pokoju wspólnego zostały jej jeszcze dwa piętra, już nie miała siły, ale wiedziała, że jak się zatrzyma Remus na pewno ją dopadnie…A tak ją zapewniał, że nie stanie jej się krzywda. Kilka łez spłynęło po jej, zaróżowionych od emocji, policzkach. Będąc już niecałe 10 metrów od obrazu Grubej damy zwolniła kroku i dysząc ciężko przeszła przez obraz. Teraz już jej nie dopadnie, jako wilkołak nie będzie w stanie podać hasła. Odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę dormitorium. Miała nadzieję, że Glizdogon zawiadomił już dyrektora i że nikomu nic się nie stało. Wyczerpana przeszła przez drzwi dormitorium, które zapiszczały przeraźliwie. Spostrzegła, że w pokoju pali się światło. Przeszła przez próg i zaraz usłyszała znajomy głos.
- O już wróciłaś? – Dorcas siedziała odwrócona do niej plecami i była zbyt skupiona na robieniu sobie pedikiuru by spojrzeć na przybysza.
- Yhym… - odparła Mary przekraczając próg. Alicji nie było w pokoju.
- Mówię ci ten lakier jest do dupy… - odparła przyglądając się swoim paznokciom. – A ty właściwie gdzie byłaś, co?
- U Remusa, właśnie przed nim uciekam… - Mary zaczęła, nie do końca pewna czy Dorcas ją słucha.
- Och…A co śmierdzi mu z gęby? – Brunetka spytała, chociaż nie do końca była świadoma tego, co mówi. Zbyt zajęta była robieniem sobie pedikiuru.
- Nie… - Mary uniosła lekko brew.
- No ej, przyznaj się, że ząbków nie umy… – Dor odwróciła się w końcu, tracąc nadzieję, na to, że lakier kiedyś wyschnie i ujrzała stojącą na środku pokoju blondynkę. – Boże, Macdonald! Myślałam, że to Alicja! Co ty tutaj robisz?
- Uciekam przed Remusem…Tak jak już mówiłam… - wzruszyła ramionami.
- A co się stał… - nie dokończyła, bo przerwał jej głos przyjaciółki.
- Mary! – W drzwiach pojawiła się Alicja. – Co ty tutaj robisz? Czemu się nie przemieniłaś?
- Boże dzisiaj pełnia! – Meadowes złapała się za głowę. – Zapomniałam! Mary, co ty tutaj robisz?
-Dorcas Meadowes jak mogłaś zapomnieć! – Alicja zakryła dłońmi twarz. – Cały dzień o tym rozmawiamy…
- Czy ja w końcu będę mogła coś powiedzieć?! – Mary wydarła się przekrzykując przyjaciółki.
- Tak, tylko… - W tym momencie usłyszały głośny trzask.
Wymieniły zaniepokojone spojrzenia i zbiegły szybko schodami do pokoju wspólnego. Z gardła każdej wyrwał się zduszony okrzyk. Pokój był spustoszony. Obraz grubej Damy zwisał bezwładnie z wielką dziurą na środku, a meble były poprzewracane. Przy wejściu stał profesor Slughorn i Minerva McGonagall. Tuż przy ich stopach leżał spetryfikowany Remus, a obok stał Glizdogon trzymający dzielnie różdżkę.
- Ja go trafiłem! – krzyknął uradowany, ale Mary tylko zakryła dłonią twarz.
Powoli uklękła przy sztywnym ciele zwierzęcia, który nadal, mimo że tak dziki i nieokiełzany, był miłością jej życia. Wtuliła się w jego miękką sierść, a po jej policzkach pociekły kolejne łzy.
Glizdogon stał z buzią szeroko otwartą, a jego oczy niemal wychodziły z orbit. Liczył na to, że Mary przywita go jako bohatera, a ona nawet słowem się do niego nie odezwała.
- Panie Pettigrew, proszę za mną i Pani Macdonald również. – Nagle wyrósł przed nimi dyrektor szkoły Albus Dumbledore. – Pani Pomfrey zaraz przyjdzie zabrać Pana Lupina, została poinformowana przez jego przyjaciół Jamesa i Syriusza. Proszę się nie obawiać – dodał widząc zrozpaczoną minę Mary. – Poppy dobrze się nim zajmie, a teraz proszę za mną!

~*~

Kolejny tydzień spędzony w Hogwarcie ciągnął się mozolnie. Powoli dochodził Listopad, co oznaczało zbliżającą się Noc Duchów, organizowaną, co rok w zamku. Tydzień przed uroczystością Mary dostała dokładną diagnozę swojego przypadku. Pani Pomfrey musiała codziennie ją badać i sprawdzać jak jej organizm zmienia się w raz z oddalaniem i przybliżaniem się pełni. W końcu po ponad tygodniu badań i wielu rozmowach z rodzicami Macdonald pani Pomfrey opowiedziała jej dokładnie, dlaczego, nie zmieniła się w wilkołaka w trakcie pełni.
- No i co? – Meadowes podniecona zagrodziła drogę Mary, która właśnie wychodziła ze Skrzydła Szpitalnego.
- No…to dzięki moim genom czy coś w tym stylu… - Blondynka wywróciła oczami.
- A możesz jaśniej? – Alicja spytała, ale głos miała lekko rozdrażniony. – Śpieszę się do
Franka…
- No chodzi o to, że wiecie…Zawsze dużo chłopaków zwracało na mnie uwagę…
- Skromna, nie ma co… - Prychnęła Meadowes, ale Alicja ją uciszyła.
- Kontynuuj proszę… - dodała po chwili.
- No i okazało się, że moja prababcia była wilą… - Mary zawiesiła głos. – I…
- To dlatego zabierałaś mi najlepsze ciacha w całej szkole! – Dorcas oburzała się wytykając przyjaciółkę palcem.
- Boże, błagam cię Dor, czy dasz mi dokończyć? – Blondynka spojrzała wyczekująco na przyjaciółkę, po czym po chwili ciszy zaczęła mówić dalej. – No, a teraz już niestety nie mam w sobie nawet kropelki krwi wili, ale dzięki temu, że wcześniej miałam jej trochę to ona ocaliła mnie przed zostaniem wilkołakiem…

~*~

Remus już dochodził do siebie po tak emocjonującej pełni, lecz tak jak zawsze nic nie pamiętał. Póki co, mógł wreszcie wyjść ze skrzydła szpitalnego. Gdy wychodził spojrzał raz w stronę łóżka swojej rudej przyjaciółki. Lily nie budziła się już od prawie trzech tygodni, co było bardzo niepokojące. Nawet nie chciał myśleć, jak w tej sytuacji musi czuć się James, który tak bardzo ją kocha. Już przeszedł próg, gdy nagle usłyszał zachrypnięty dziewczęcy głos:
- C-co się S-t-tało?
Odwrócił głowę i zobaczył, że Lily ma lekko otwarte oczy i patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Podbiegł do niej jak najszybciej uśmiechnięty od ucha do ucha, a oczy miał lekko zaszklone od łez.
- Boże, Lily nareszcie, wiesz jak wszyscy się martwiliśmy? – Usiadł na krawędzi jej łóżka patrząc na nią z uśmiechem.
- Och…nic nie pamiętam…tylko to, że zabrałam ze spiżarni Slughorna…- urwała. – A potem już…
- Spokojnie już wszystko jest w porządku… - Remus pomógł rudej usiąść i oprzeć się na poduszce. – Może pójdę po Jame…
- Nie! – krzyknęła Lily i zaraz zakryła sobie dłonią usta. – Znaczy, nie, proszę nie idź…nie chcę go już więcej widzieć…
- Ale Lily…
- Proszę… - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. – Wiesz, że gdyby nie on, wcale by mnie tutaj nie było. – Jej oczy lekko zaszły się łzami.
- No dobrze… - spojrzał na nią z politowaniem.
- Dziękuję – chlipnęła, a zaraz całkowicie zalała się łzami rzucając się mu na szyję.
Mocno się do niego przytuliła, a on, chociaż z początku zszokowany, zaraz odwzajemnił uścisk.
- Przepraszam, ale…J-ja tak nie potrafię… - szepnęła przez łzy. – Ja już mogę tak dłużej on mnie wykańcza…
- James? – spytał głaszcząc ją po głowie by trochę się uspokoiła.
Lily głośno załkała ukrywając twarz w jego ramionach. Pomyślała, że może to nie James jest jej pisany…może…
- Remus… - Nagle usłyszał za sobą znajomy głos, teraz pełen wyrzutu.
- Och… Jame…- nie dokończył, bo został brutalnie pchnięty na posadzkę.
- James, co ty wyprawiasz? – Lily pisnęła kuląc się na łóżku, całkiem zszokowana tym nagłym pojawieniem się Pottera.
- Teraz będziesz się z nim prowadzać tak? – krzyknął podchodząc do Remusa i kopiąc go w brzuch.
Lupin po kolejnym ciosie próbował wstać, ale Potter przygwoździł go do podłogi.
- Spróbuj się do niej zbliżyć… - szepnął mu na ucho.
- Potter, ja nie jestem twoją własnością! – Lily krzyknęła, gdy ten skierował już swoje kroki w stronę wyjścia zostawiając leżącego Remusa na podłodze, ale ona nawet na nią nie spojrzał.
Opuścił skrzydło, a zaraz pojawiła się w nim pani Pomfrey, która zwabiona krzyżykami biegła aż z Wielkiej Sali.

~*~

- Nie poszłaś do Lily? – Remus spojrzał na Mary wchodząc do pokoju wspólnego, wciąż obkładając sobie lodem obolałą szyję.
- Nie – odparła krótko.
- Mary, coś się stało? – spytał siadając obok niej na kanapie. Chciał ją przytulić, ale ona odepchnęła go.
- Zostaw mnie… - szepnęła wstając i ruszając w stronę schodów prowadzących do dormitorium.
- Mary, co się dzieje? – Remus wstał i poszedł w jej ślady.
- To się dzieje, że… - odwróciła się do niego twarzą, gdy stali już na pierwszym stopniu. – że…- Ale nie potrafiła dokończyć. Chciała go uderzyć, chciała, by poczuł się tak jak ona się teraz czuła, ale tylko pokręciła głową, a po jej policzkach pociekły łzy. Nic nie mówić wbiegła do dormitorium zostawiając Remusa samego.

~*~

Minął kolejny dzień, a on wciąż nie wiedział co ma robić, czuł się tak okropnie. Przecież nie zrobił nic złego. Lily była tylko jego przyjaciółką, jak James mógł pomyśleć, że coś ich łączy. I jak mógł jeszcze o tym powiedzieć Mary, chociaż nie miał żadnych podstaw.
 Kopnął kamień, który z pluskiem wpadł do wody, kiedy nagle usłyszał znajomy głos, dochodzący zza wierzby.
- Mary? – krzyknął podbiegając kawałek i ujrzał samotnie siedzącą blondynkę z twarzą ukrytą w książce. Ćwiczyła formułki jakiś nowych zaklęć.
- Och…To znowu TY… - odpowiedziała oschle, po czym znów schowała się za książką.
- Mary, ja chcę tylko pogadać… - Remus spojrzał na nią z nadzieją, a ona wzdychając ciężko odłożyła gruby tom na trawę.
- O co znowu chodzi?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi… - zaczął. – Dlaczego wierzysz mu, a nie mi?
- Bo mam takie prawo.. – odparła dobitnie. – Wierzę mu, ponieważ on jeszcze nigdy mnie nie okłamał…
- A ja ciebie okłamałem?! – Remus nie krył swojej rozpaczy, wszytko się waliło, dosłownie wszystko i to z tak błahego powodu.
- Tak… - Mary szepnęła próbując zachować stanowczy ton głosu, lecz cała już drżała.
Byli tak blisko, po raz kolejny…
- Kiedy? – spytał naprawdę szczerze.
- Obiecałeś, przed pełnią, że mnie nie skrzywdzisz… - szepnęła powstrzymując łzy. – Ale nie dotrzymałeś obietnicy… - Szybko chwyciła książkę i jak najszybciej odeszła zostawiając go samego po raz kolejny.
Czuł się jeszcze gorzej niż przed tą rozmową. Odrzuciła go, po raz kolejny.

~*~
 Minął kolejny tydzień, a to oznaczało, że właśnie dzisiaj wypadała noc duchów. W całym zamku panowała wesoła atmosfera, a większość starszych uczniów pomagała w rozwieszaniu dekoracji.
- Co się dzieje z Remusem i Mary? – spytała Dorcas, wieszając przy stole nauczycielskim ozdobną dynię z wyciętym uśmiechem.
- Nie rozmawiali ze sobą od tygodnia…Nikt nie wie, o co chodzi… - Alicja wzruszyła ramionami zdobiąc stoły serpentyną.
- Byli już razem, a nagle wszytko BUM i koniec! – Meadowes zaprezentowała wielkie „bum” rękami.
- Oni byli razem? – Lily spytała zdziwiona.
Przez to, że była nieprzytomna przez tak długi czas wiele jej umknęło i wciąż musiała zadawać pytania.
- Tak, bo wiesz w trakcie tej niby pełni… - Alicja zaczęła tłumaczyć. – To oni się pocałowali i ogólnie było wszytko pięknie i cacy i nagle nie mijają dwa tygodnie jak zaczynają się kłócić. Żadna z nas nie wie co się dzieje, bo ani Mary, ani Remus nie chcą nic powiedzieć.
- A kiedy zerwali? – Lily zaczęła obawiać się najgorszego.
- W dzień kiedy się obudziłaś… - Dorcas westchnęła. – No, ale to nie zmienia faktu, że nie wiemy, dlaczego zerwali.
- To przeze mnie… - Lily szepnęła łapiąc się z głowę. – To moja wina…
- Co ty bredzisz Evans, przecież dopiero co się wtedy ocknęłaś. – Alicja postukała się palcem w głowę.
- No właśnie, to był ten dzień…To wszystko moja wina…
- Lily błagam… - Dorcas zaczęła, lecz Ruda jej przerwała.
- Muszę, wam wszystko wyjaśnić…. – I opowiedziała im o dniu, w którym to wszystko miało miejsce.
- Cholera, przecież miedzy wami nic takiego nie było! – oburzała się Dor.
- Właśnie w tym rzecz…. – Ruda westchnęła zrezygnowana. – No i co ja mam zrobić?
- Nie wiem co ty zrobisz… - Dor wypięła wojowniczo pierś. – Ale ja idę porozmawiać z Jamesem, bo tak dłużej być nie może.
I wymaszerowała z Wielkiej Sali.
Powoli zbliżał się wieczór, a raz z nim uczta z okazji nocy Duchów, ale Dorcas jakoś się tam nie śpieszyło. Siedziała na łóżku w dormitorium pochłonięta rozmyślaniem.
Rozmawiała z Jamesem i próbowała mu powiedzieć, że to co wiedział, Remusa i Lily, że między nimi nic nie było, ale on tylko zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Potem jak jeszcze próbowała go złapać na korytarzu to wszędzie chodził z tą całą Liv z Ravencalwu. Zauważyła, że ostanie tygodnie były dla nich wszystkich bardzo ciężkie, zwłaszcza dla Remusa i Mary i Lily i Jamesa. Mimo, że ona często wściekała się na Blacka, to ich problemy były niczym przy tych, które mieli ich przyjaciele.
Chciała już przerwę świąteczną…Miała dość szkoły. Chciał wrócić do domu, odpocząć i…I móc porozmawiać z rodzicami…Ale to na końcu.
Potarła zmęczoną twarz i wygodniej usiadła na łóżku. Wzięła pierwszą lepszą książkę z kufra i otworzyła ją na losowej stronie. W trakcie przerzucania kartek ze środka wypadł jej złożony liścik. Odwinęła go i od razu rozpoznała i pismo i sam list. Dostała go już jakiś czas temu od Dumbledore, a jego treść dokładniej wyjaśniała, na czym polegać ma „posiedzenie na temat Walk kontynentalnych”. Mimo, że czytała ten list codziennie to wciąż pewnych rzeczy nie rozumiała, więc rozwinęła go po raz kolejny i zagłębiła się w jego treści.

Szanowna Panno Meadowes,

Zapewne wie już pani, że wraz z Remusem Lupinem, została pani oddelegowana do pewnej sprawy, której waga jest niesamowicie wysoka. 15 listopada Pani, pani towarzysz i szóstka uczniów z innych domów, wybierzecie się wraz ze mną do ministerstwa Magii. Nim to jednak nastąpi, musimy dokładnie omówić pewne kwestię i opracować technikę, oraz argumenty, którymi poprzemy naszą teorię. Ale wszystko w swoim czasie.
Czym są walki Kontynentalne?
Otóż, najprościej to wytłumaczę w ten oto sposób. My jako państwo – Wielka Brytania, mamy swój i własny sposób na wyłapywanie Śmierciożerców ( niekoniecznie słuszny). Nasz minister Harold Minchum, jest za zwiększeniem ilości Dementorów wokół Azkabanu. Jest to jakiś sposób, lecz skoro Lord Voldemort rośnie w siłę, naszego więzienia powinien pilnować ktoś, kto jest na tyle zaufany, że nie przejdzie na jego stronę. A Dementorzy do takich istot z pewnością nie należą, wręcz przeciwnie z chęcią przyłączą się do Sama-wiesz-kogo, gdy będą miały taką szansę. Natomiast Minister Magii Stanów Zjednoczonych i całej Ameryki Północnej, do których Azkaban również należy, proponują, by zamiast wyłapywać Śmierciożerców i zamykać ich w więzieniu, od razu ich zabijać. Uważają, że to najpewniejszy sposób, na pokonanie Voldemorta. I właśnie taki spór istnieje teraz między dwoma kontynentami: Ameryką Północną i Europą, a naszym zadaniem jest wymyślenie takiej strategii pokonania Czernego Pana, by oba te kontynenty pogodzić. Ja wciąż się jeszcze nad tym zastanawiam i Panią również o to proszę. Spotkanie wszystkich przedstawicieli i omówienie ich pomysłów będzie miało miejsce 5 listopada, myślę, że czasu nam starczy!
~Z poważaniem Albus Dumbledore.

Sama nie była pewna, ale chyba wreszcie udało jej się wszytko zrozumieć, przynajmniej to było pocieszające, gdy wokół działo się tyle złego.

~*~

Zeszła schodami do opustoszałego pokoju wspólnego, zerkając przy okazji na tablicę ogłoszeń wywieszoną przy wejściu. Wszyscy uczniowie z siódmych klas, którzy w zeszłym roku nie zdali, bądź zdać nie mogli z powodu zbyt młodego wieku, mogą przystąpić do egzaminów z teleportacji, które odbędą się na początku Grudnia. Dokładny termin miał zostać podany.
Dorcas westchnęła. W zeszłym roku nie chciało jej się przystępować do egzaminu, ale jak patrzyła czasem na Syriusza, który w wakacje wciąż się aportował z pokoju do pokoju, by tylko zrobić jej na złość, sama zapragnęła posiadać licencję.
Po chwili znalazła się w Wielkiej Sali. Małe okrągłe stoliki stały na jej środku zawalone ogromnymi miskami, z przeróżnymi potrawami. Gdy szła, wzdłuż Sali czuła się jakoś nieswojo, inaczej. Przeszła właśnie koło stolika, przy którym siedział James, lecz tuż obok niego nie było Lily, lecz śmiejąca się w głos Liv. Ruda za to siedziała dwa stoliki dalej prowadząc poważną rozmowę z Remusem, widocznie musiała go przepraszać. A prawie na samym końcu Sali siedziała Mary, wraz z Peterem. Gdy Dor doszła do ostatniego stolika zobaczyła siedzącego przy nim Syriusza, on był sam. Przynajmniej to zostało po staremu – pomyślała, po czym uśmiechając się od ucha do ucha przeszła całkiem obojętnie obok jego stolika.
- Och, Dorcas! – zerwał się miejsca. – Ja chciałem cię przeprosić…
- Oj, Black. – Dorcas westchnęła wywracając oczami. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć…
- Czyli, że mi wybaczasz? – spytał z nadzieją w glosie.

- Nie, no co ty! – Dor zaśmiała się obdarzając go zalotnym spojrzeniem. – Żebym ci wybaczyła, musisz się bardziej postarać! – Posłała mu w powietrzu całusa, po czym robiąc piruet odeszła do stolika obok.

*♥♥♥*

Witam!
Wracam z lekko nie zbetowanym rozdziałem...Ale i tak dzisiaj napisałam ponad połowę tego rozdziału.
Przez cały ostatni miesiąc prawie siedziałam na dupie i napisałam zaledwie 2 strony w Wordzie, aż dzisiaj weszłam i dopisałam pięć :) Ogólnie wybaczcie, że tak długo trzeba było czekać, ale szkoła, ostanie oceny itp. Ogólnie muszę się jeszcze starać na 6 z angielskiego...Trudne mam życie po prostu :C
Ale ogólnie zbliża się półrocze bloga! I z tej okazji może przygotuję małą niespodziankę, jeśli pozwolą mi na to okoliczności :)
A co do treści rozdziału...Wiem, że nie powala, ale ostatnio mam dość trudny okres w życiu i ogólnie, to, że cokolwiek napisałam jest cudem :C
Liczę na wasze komentarze :)
Co do Spamownika, od pewnego czasu mam tak zawalony, że już nie nadążam, więc jak ktoś mnie zrosił już do siebie na kolejny rozdział, to na koniec komentarza proszę się przypomnieć :) 
Do napisania Mania!