Ten dzień zapowiadał się nienajlepiej, bo za oknem wciąż padał deszcz i
błyskały pioruny. Uczniowie siedzieli w Wielkiej Sali i z posępnymi minami
jedli śniadanie. Jedynie dwóch chłopaków z Gryffindoru uśmiechało się od ucha
do ucha, zajadając omlety i dyskutując nad czymś zażarcie.
- Łapo, ale trening musi się odbyć, co mnie obchodzi, co
gada Hooch? – James zaprotestował, wymachując rękami i wytrącając tym samym
kanapkę z ręki Glizdogona.
- Ale spójrz przez okno. – Syriusz lekko się wzdrygnął na
myśl o lataniu na miotle w taką pogodę. – Leje jak z cebra.
- Ale jutro mamy mecz! – Rogacz uniósł bezradnie ręce. – Nie
trenowaliśmy od ponad dwóch tygodni.
- Myślę, że jednak pani Hooch ma rację – odparł Lupin,
spoglądając na przyjaciół znad talerza. – To dość niebezpieczne grać w taką
pogodę.
- Nie obchodzi mnie to! – krzyknął Rogacz, zanadto
gestykulując rękoma. – Już zapomniałem jak się lata! W ogóle nie jestem w
formie! Jak mam zagrać?
- Oj, już się tak nad sobą nie rozczulaj, Potter! - Tuż za
ich plecami stała Lily, nerwowo tupiąc nogą. – Jeśli wyjdziecie w taką pogodę,
odejmę punkty Gryffindorowi! – zagroziła.
- Och, witamy Pannę PREFEKT NACZELNĄ! – Rogacz zmarszczył
brwi. – Ale radzimy nie wtykać nosa, w nie swoje sprawy.
Lily tylko fuknęła i marudząc coś pod nosem, wróciła do
przyjaciółek, siedzących parę miejsc dalej.
- Ale te baby wścibskie… - Syriusz pokręcił głową i w końcu
zadecydował. – To co, kiedy trening? – Uśmiechnął się Huncwocko i nie zważając
na głośne protesty Remusa, wybiegł wraz z Jamesem z Wielkiej Sali.
- Ale pani Hooch… - krzyknął jeszcze tylko za nimi, jednak
oni nie słuchając, zniknęli za wejściem.
~*~
- Nie wytrzymam z nimi naprawdę! – Lily siedziała
naburmuszona nad owsianką, patrząc, na wybiegających Huncwotów. – Oni w ogóle
nie słuchają, co się do nich mówi!
- Evans, daj spokój. – Mary spojrzała na nią z politowaniem.
– Zasłużyli na trochę rozrywki.
- A co ty Mary taka wyluzowana? – syknęła Ruda.
Już od początku tego dnia była dla wszystkich strasznie
opryskliwa i wszędzie szukała dziury w całym. Dziewczyny już naprawdę miały
tego dosyć.
- Lily, może gdyby ciebie ugryzł wilkołak, też byłabyś
wyluzowana? – Mary zaśmiała się, a w jej ślady poszły Alicja i Dor, lecz nie
Evans.
Ona zezłościła się jeszcze bardziej i zaczęła fukać na nie
wszystkie po kolei.
- To nie jest powód do śmiechu! – warknęła, wstając od stołu
i przewracając przy tym kubek z sokiem dyniowym. – Mary mogła zginąć.
- Ale żyje i trzyma się całkiem nieźle. – zauważyła Dorcas,
próbując jakoś udobruchać przyjaciółkę, lecz ta rozzłościła się jeszcze
bardziej i tupiąc głośno, ruszyła w stronę wyjścia z Sali.
- Co ją znowu ugryzło? – Alicja patrzyła z troską, na
oddalającą się przyjaciółkę.
- Ostatnio narzekała, że ROGACZ JUŻ NIE ZAWRACA JEJ GŁOWY! –
Dor zaśmiała się, powracając do jedzenia. – Widocznie już nie może bez niego
wytrzymać.
- Na to wygląda. – Mary wzruszyła ramionami, zerkając na
chwilę w stronę Lupina.
- A właśnie, Macdonald, jak tam Ty i Remus, hę? – zagadnęła
Alicja, częstując przyjaciółkę lekkim kuksańcem.
- Jutro się spotykamy… - mruknęła.
- O boże Mary! – Dor wykrzyknęła. – Czemu nic nie mówiłaś?
- My ci mówimy o naszych randkach! – zauważyła Alicja.
- Ale to nie będzie randka! – wtrąciła blondynka. – Jutro
jest pełnia, zapomniałyście? Idziemy do wrzeszczącej chaty…
- To już jutro? – Alicja wytrzeszczyła oczy, upuszczając
kanapkę na szatę.
- Jutro, jutro… - westchnęła. – Po meczu od razu idziemy.
- Wszystko będzie dobrze! – Dorcas pogładziła ją po plecach.
– Będziesz z Remusem.
- Wiem. – Uśmiechnęła się.
Wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo mu ufała mimo
wszystko.
~*~
- Nieźle zacina, co? – Rogacz osłaniał twarz przemokniętą
już szatą.
Szli przez błonia w stronę stadionu Quidditcha by
przeprowadzić poranny trening.
- Trochę… – wystękał Syriusz. – A gdzie Frank? Miał tu być
po śniadaniu?
Nagle dostrzegli jakąś postać, siedzącą na trybunach i
szybko przyśpieszyli kroku. Byli święcie przekonani, że ową postacią był ich
przyjaciel, jednak okazało się, że na trybunach siedziała dziewczyna. Miała
długie blond włosy, a zwisający z jej szyi niebiesko czarny szalik wskazywał,
że mieszkała w Ravenclawie.
- Eee…co ona tu robi? – Łapa szepnął do przyjaciela. – Może
szpieguje dla Krukonów!
Ale Rogacz nie słuchał, tylko wpatrywał się w dziewczynę z
otwartymi ustami. Jej ogromne, błękitne tęczówki od razu rzucały się w oczy, a
mimo, że siedziała, to dało się poznać, że figurę też miała niczego sobie.
Siedziała z nosem w książce pod daszkiem trybuny i jeszcze nie zauważyła
przyjścia chłopaków.
- Eee…Cześć. – W końcu odezwał się Syriusz, a dziewczyna
przestraszona tym nagłym przywitaniem lekko uniosła wzrok z nad książki.
- Hej… - wyjąkała lekko zakłopotana i spojrzała zdziwiona na
Rogacza, który wpatrywał się w nią z zachwytem, wciąż nie zamykając buzi.
- Jestem Syriusz! – Podał dziewczynie rękę.
- Liv – odparła.
- A to jest…- Spojrzał na przyjaciela nieco zaskoczony. –
James.
- Cześć James! – Liv uśmiechnęła się słodko do
oniemiałego Potter, który rozmarzył się przez to jeszcze bardziej.
- Eee…Poczekaj chwilkę! – Syriusz zakłopotany odciągnął
przyjaciela na bok i przyłożył mu z całej siły.
- Ałć…- Rogacz w końcu otrząsnął się z transu.
- Co ty wyprawiasz? – warknął Łapa. – Ona przyszła nas tu
szpiegować, a ty zamiast ją przepędzić, gapisz się jak jakiś przygłup.
- To niezła laska! – Rogacz spojrzał na przyjaciela z
niedowierzaniem. – Chcesz przepuścić taką okazję?!
Za to oberwał po raz drugi.
- Gdybyś mówił tak o Lily, tolerowałbym to. – Syriusz
spojrzał na niego naprawdę poważnie. – Ale nie o jakieś taniej…
Nie dokończył, bo Rogacz pchnął go mocno do przodu.
- Nie mów tak! – warknął. – Nawet jej nie znasz!
- A ty niby znasz? – Syriusz mocniej zacisnął rękę na
miotle. – To szpieg! – syknął.
- Ona tu zostanie, bo ja tak chcę! – Rogacz przymrużył oczy.
– I czy ci się to podoba, czy nie. Lily to już PRZESZŁOŚĆ!
~*~
Lily biegła wściekła przez błonia w stronę stadionu
Quidditcha, na którym dostrzegła już trzy postacie latające na miotłach. Wciąż
padało, ale ona i tak szła pewnie przez błonia. W końcu przyspieszyła kroku,
nie zauważając siedzącej na trybunach Liv.
- A teraz spójrz na to! – krzyknął Rogacz, robiąc miotłą
zawód, po czym zanurkował i w jednej chwili chwycił trzepoczącego złotego
znicza.
- Pięknie Potter, ale mnie to w ogóle nie obchodzi! - Lily
wydarła się, a wiatr chłostał jej twarz.
- O Cześć Evans - odburknął nagle dość obojętnym tonem. -
Ale nie mówiłem do ciebie. - Wskazał na trybunę znajdującą się za Lily, na
której Liv zachwycona klaskała w dłonie.
Evans całą poczerwieniała i mocniej zacisnęła zęby.
- Odejmuję Gryffindorowi po 20 punktów za każdego. I
Ravenclav’owi też i macie zaraz wracać do zamku, bo inaczej wezwę McGonagall!
- Lily, co się stało? – Łapa podleciał do niej, siadając z
miotły, podczas gdy Rogacz nadal pokazywał Liv swoje popisowe numery.
- Nic. – odburknęła, a jej oczy lekko zaszkliły się od łez,
lecz Syriusz nie dostrzegł tego na jej mokrej od deszczu twarzy.
- Lily wiedzę, że coś jest nie tak… - spojrzał na nią z
troską i odkładając miotłę, zasiadł z nią na trybunie znajdującej się
naprzeciwko Liv.
- Chodzi o Jamesa…- zaczęła. – Mam go dość!
- To po co tu przyszłaś? – spytał, lekko się uśmiechając i
objął ją ramieniem. – Nie przejmuj się, potem mu przejdzie. Po prostu musi
odreagować bitwę.
Lily pociągnęła nosem, patrząc na Łapę, a jej twarz lekko
pojaśniała.
- Dziękuję ci… - szepnęła, po czym zeszła z trybun i ze
spuszczoną głową, ruszyła w stronę zamku.
Po chwili do Łapy podleciał Rogacz.
- Grasz? – spytał, wycierając wierzchnią stroną dłoni
stróżkę wody zaciekającą z włosów.
- Ale najpierw pogadajmy.
- Co się dzieje? – Frank podleciał i usiadł na wolnym
miejscu obok Syriusza.
- Musimy pogadać – westchnął czarnowłosy. – Lily się o
ciebie martwi. - Popatrzył na Pottera.
On tylko wzruszył obojętnie ramionami.
- Wyobraź sobie, że mnie to nie obchodzi – odparł dobitnie,
zachowując kamienną twarz.
- Mógłbyś przynajmniej normalnie z nią rozmawiać… - zaczął
Łapa, lecz nie dane mu było dokończyć.
- Ja mam z nią normalnie rozmawiać? – krzyknął, zsiadając z
miotły. – To ja ciągle z nią rozmawiałem przez ostatnie sześć lat! I co? Teraz,
kiedy nagle przestałem i to właśnie przez nią, nagle zapragnęła ze mną
porozmawiać!
- Ale James… - Frank próbował złagodzić sytuację, ale tylko
ją pogorszył.
- Nie James! – Na twarzy Rogacza malowała się złość. – Miała
wiele okazji, żeby ze mną porozmawiać! Dawałem jej szanse wiele razy, ale
zawsze mnie spławiała! Ona już dla mnie NIE ISTNIEJE! Rozumiesz?!
- Nie mówisz poważnie… - Frank wytrzeszczył oczy. – James
ochłoń trochę.
-Nie!
- James, co się z tobą dzieje?! – Łapa wstał, lekko go
pchając.
- Ze mną? To ty, zaraz po tym jak dałem sobie spokój,
zacząłeś się do niej przystawiać! – Jego twarz niebezpiecznie drgnęła, a
Syriusz aż zaczął mocniej zaciskać pięści.
- Jak w ogóle możesz tak mówić?! – Łapa krzyknął. – Jestem
twoim przyjacielem i nigdy bym ci nie zabrał panny!
- Coś mi się nie wydaje! – Rogacz już całkowicie stracił
panowanie nad sobą i zaczął pchać Łapę.
- Ej, chłopaki, uspokójcie się! – Frank wszedł między nich,
próbując ich rozdzielić, żeby nie zaczęli sobie skakać do gardeł.
- Jak możesz! – Łapa wymachiwał pięściami w powietrzu. –
Lily to moja przyjaciółka i nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby ją
podrywać!
- A co to było na trybunach! Widziałem jak ją przytulałeś!
Myślałem, że naprawdę się przyjaźnimy! – W końcu blokowany przez Franka, Rogacz
odpuścił i chwyciwszy swoją miotłę, zaczął z chodzić z trybuny.
- A ja myślałem, że przyjaźń choć trochę coś dla ciebie
znaczy! – Łapa stał, dysząc ciężko.
Pokłócili się pierwszy raz, od kiedy się poznali. Nigdy
jeszcze ani razu nie nakrzyczeli na siebie tak jak w tym momencie. Były co
prawda małe sprzeczki, ale nie niosły za sobą aż takich konsekwencji, jak ta.
Frank westchnął, patrząc na odchodzącego przyjaciela, po czym przeniósł swój
wzrok na Łapę.
- Zmienił się. – odparł po chwili.
- Wiem. – Syriusz spuścił wzrok.
To już nie był ten sam James, którego kiedyś znał.
~*~
- Gdzie poszła Lily? – Dorcas spytała lekko zaniepokojona.
Wracały właśnie z pierwszej lekcji – eliksirów, na której
Lily była nieobecna. Jeszcze nigdy nie opuściła żadnej lekcji, już nie
wspominając, że były to eliksiry. Jej ulubiony przedmiot.
- Nie wiem, po śniadaniu jej nie wiedziałam – odparła
Alicja, wyciągając z torby kanapkę. – O Frank!
Przy wejściu stał jej chłopak i Łapa wraz ze swoimi
miotłami. Oboje ociekali wodą.
- Gdzie James? – Dorcas spytała, patrząc na Łapę
podejrzliwie. – Byliście przecież razem.
- Rogacz ma pewien problem ze samym sobą – westchnął
Syriusz, gdy cała piątka ruszyła w stronę wieży Gryffindoru.
- To chyba tak jak Lily. A o co poszło?
- O dziewczynę z Ravenclawu – uciął krótko, a Dor wyczuła,
że lepiej nie drążyć tego tematu.
W końcu wszyscy przeszli przez dziurę w portrecie i zasiedli
na fotelach. Frank z Syriuszem pobiegli szybko się przebrać, a dziewczyny
chwilę na nich czekały.
- Jedno mnie zastanawia – Dor zaczęła. – Przez te wszystkie
lata to Rogacz uganiał się z a Lily, a teraz jakby role się od…
Nie dokończyła, bo od strony wejścia dobiegł znajomy głos, a
wszystkie dziewczyny od razu zwróciły oczy w stronę wejścia. Przez portret właśnie
przechodził Rogacz, uprzednio pożegnawszy się z jakąś dziewczyną. Mary uniosła
brwi, podczas, gdy on przeszedł obok, tak jakby w ogóle ich nie zauważył. Dor
odchrząknęła głośno. Rogacz zwrócił swój zdziwiony wzrok w jej stronę.
- Pogadamy? – spytała, dając znak dziewczyną, żeby zostawiły
ich samych.
- O czym? – spytał, wywracając oczami, po czym zasiadł w
fotelu naprzeciwko niej.
- Już ty dobrze wiesz…Co to za baba? – spytała, rzucając
spojrzenie w stronę portretu Grubej Damy.
- Liv. – westchnął. – O co wam wszystkim chodzi?
- A co z Lily? – spytała, patrząc mu głęboko w oczy.
Gdyby wzrok mógł zabijać, James już dawno leżałby martwy na
posadzce. Wiedział, że jak skłamie, to ona to wykryje. Przed nią nie było
tajemnic. Znali się tak długo, że byli jak rodzeństwo.
- A co ma być? – mruknął, szukając odpowiednich słów. – Po
prostu…nasz czas minął i tyle.
- I tyle? – Dor wytrzeszczyła oczy. – I tyle? Po tylu
latach? Już nie mówię, że macie być parą, ale tyle lat przyjaźni, to wszystko
ma tak przepaść? Chcesz tego? – Patrzyła na niego dobitnie.
Wiedział, że musi odpowiedzieć, była chyba jedyną osobą,
która by go zrozumiała.
- Nie, nie chce – W końcu odparł. – Ale co mam zrobić? Nie
widzisz, że ona już mnie nie chce znać? Łudziłem się przez wiele lat, że jest
inaczej, ale byłem ślepy!
- Nie masz racji. – Dor pokręciła głową. – Lily nigdy nie
powiedziała o tobie złego słowa, zawsze po kłótniach z tobą płakała! A wiesz co
się stało, jak jej się oświadczyłeś? – Rogacz pokręcił głową, wbijając wzrok w
podłogę. - Ryczała i była załamana! Siedziała w dormitorium, rozpaczając nad
tym, czemu się nie zgodziła! Ona cię kocha kretynie, a ty gdybyś tylko potrafił
patrzeć, być to zauważył!
Rogacz nie potrafił się po tych słowach odezwać, wciąż
siedział ze spuszczoną głową, zastanawiając się nad słowami Dorcas.
- I co ja mam teraz zrobić? – spytał w końcu, patrząc
brunetce w oczy.
- Leć do niej! – odparła. – Zanim zrobi sobie krzywdę!
James zerwał się z miejsca, ale za nim wyszedł mocno
przytulił Dorcas, a zaraz po tym zniknął za obrazem.
~*~
- Lily! – Usłyszała jak ktoś ją woła, ale nie miała pojęcia,
kto.
Nie miała już siły. Upadła na podłogę, a fiolka z resztką
eliksiru, którą trzymała w dłoni rozbiła się z trzaskiem o kamienną podłogę.
Czarna substancja wyciekła na kafle, rozlewając się po całej kabinie łazienki.
Nagle ktoś wszedł. Cicho posuwał się wzdłuż kabin, aż zatrzymał się przy
ostatniej i szarpnął mocno za drzwi. Były zamknięte, a wyciekała spod nich
jakaś substancja. Chłopak ukucnął i nabrał na palec lekko kleisty eliksir.
Chwilę wpatrywał się w niego z przerażeniem, aż wreszcie szepnął sam do siebie.
- Wywar Żywej Śmierci…- Jego głos poniósł się echem po
ścianach łazienki.
W końcu wyjął z szaty różdżkę i zaklęciem niewerbalnym
otworzył drzwi. Na zimnej posadzce leżała Lily Evans. Blada na twarzy z
otwartymi oczami. Trudno było stwierdzić czy oddychała. Chłopak przyłożył ucho
do jej klatki piersiowej. Cisza. Do jego oczu zaczęły cisnąć się łzy. Uniósł
dziewczynę i próbując jakoś powstrzymać się od płaczu, wyniósł ją z kabiny
wciąż szepcząc Lily błagam, Lily. Przeniósł ja już przez całą
łazienkę, gdy nagle w drzwiach pojawił się drugi, czarnowłosy chłopak.
- Snape… - szepnął przerażony James, gdy zobaczył swoją
ukochaną w objęciach swojego największego wroga.
~*~
- Boże Lily, co się stało? – Dziewczyny w jednej chwili
wpadły do skrzydła szpitalnego, nie zważając na protesty Pani Pomfrey.
- Ona musi wypoczywać! – krzyczała, próbując wygonić
wszystkie, lecz to nie poskutkowało.
Cała czwórka zebrała się już przy łóżku, na którym leżała
Ruda.
- Co jej się stało? – Alicja spytała, patrząc na
pielęgniarkę z przerażeniem.
Wiedziały tylko tyle, że Snape znalazł Lily nieprzytomną w
damskiej Łazience, ale nie wiedziały dokładnie, co się z nią stało. Ruda leżała
teraz na łóżku, a oczy miała szeroko otwarte. Wyglądała jakby była martwa.
- Wypiła Wywar Żywej Śmierci. – Pani Pomfrey ułożyła głowę
Lily wyżej na poduszce. – Na szczęście nie zdołała wypić całej fiolki, bo
zemdlała, lecz, gdyby wypiła całą… - zawiesiła głos, a dziewczyny już same
domyśliły się, co chciała powiedzieć.
- Wyjdzie z tego? – Mary patrzyła na przyjaciółkę ze
strachem w oczach.
- Myślę, że tak, ale to może potrwać nawet kilka tygodni –
westchnęła. – Jak na razie zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, teraz trzeba
poczekać, aż się przebudzi. No, ale zmykajcie mi już stąd. Ona potrzebuje
spokoju!
Dziewczyny niechętnie opuściły skrzydło szpitalne, rzucając
jeszcze jedno smutne spojrzenie na łóżko przyjaciółki.
~*~
Dzień minął zaskakująco szybko i nim Dorcas się zorientowała
nastało późne popołudnie, a wraz z nim lekcja Quidditcha. Pani Hooch zdawała
się być jeszcze bardziej rozwścieczona niż zwykle i już na samym początku lekcji,
wezwała na bok całą drużynę Gryffindoru. Niektórych zwolniła z lekcji, bo
najwidoczniej miała dla nich jakąś ważną wiadomość.
- Profesor McGonagall zamierzała przekazać wam to osobiście,
lecz z pewnych przyczyn nie miała jak. Tak, więc ja mam was poinformować o tym,
iż jedna z waszych ścigających Marta Bryce, właśnie złapała kontuzję i nie
będzie mogła grać w jutrzejszym meczu.
Syriusz wytrzeszczył oczy, a w jego ślady poszła cała
drużyna. Pierwszy odezwał się Seamus – obrońca i najmłodszy gracz w drużynie. W
tej chwili był na 4 roku w Hogwarcie.
- Musimy znaleźć kogoś na zastępstwo – stwierdził. – Jakieś
propozycje?
Wszyscy pokręcili głowami na znak, że nie znają nikogo, kto
mógłby zastąpić im Martę. Była jednym z najlepszy zawodników w drużynie i Syriusz
zawsze świetnie się z nią zgrywał. Byli praktycznie nie do pokonania. Tylko
Rogacz stał na środku, sprawiając wrażenie zupełnie nie obecnego.
- Ziemia do Jamesa! – Syriusz pomachał mu ręką przed twarzą.
– Potrzebujemy nowego ścigającego!
Rogacz otrząsnął się i chwilę potrwało nim cokolwiek do
niego dotarło.
- Może Dorcas? – zaproponował, chyba nie do końca świadom
tego, co mówi.
- To chyba ostatnia osoba jaką bym wybrała – mruknęła Pani
Hooch. – Ale to Potter jest kapitanem i to on podejmie decyzję.
Po czym odeszła do reszty klasy, zostawiając drużynę samą.
- James nie żartuj sobie. – Eliza z szóstego roku, jedna ze
ścigających, popatrzyła na Pottera ze strachem. – Ona w ogóle nie potrafi grać.
James chwile się zastanowił, lecz po chwili znów się odezwał
nieco chłodniejszym tonem (wciąż byli pokłóceni):
- Sądzę, że Dor idealnie się do tego nadaje. Syriusz miał z
nią korepetycje prawda?
Łapa pokiwał lekko głową, zastanawiając się nad słowami
przyjaciela. Fakt; Dorcas wcale nie była taka słaba, tylko po prostu leniwa i
nie przykładała się do lekcji. Lecz na korepetycjach szło jej całkiem nieźle
(pomijając tłuczek, przez który spadła z miotły) i w sumie mogłaby spróbować.
- Dobrze – odparł po chwili. – Niech to będzie Dor.
Pozostała część drużyny tym razem wytrzeszczała oczy na
niego.
- Błagam was! – Dann, jeden z pałkarzy uniósł bezradnie
ręce. – Ona jest beznadziejna.
W Syriuszu przez chwilę się zagotowało.
- Nie waż się tak o niej mówić1 – syknął Dann’owi w twarz.
- Sorry, po prostu mówię jak jest! – Wzruszyła ramionami. –
Ale skoro tak bardzo nalegacie. Niech będzie ta cała Meadowes.
~*~
Powoli nadchodził wieczór, a wraz z nim upragniona randka z
Dorcas. Syriusz siedział na łóżku, zastanawiając się jak powie jej, o tym, że
jutro ma zagrać w meczu przeciwko Ślizgonom. Miał na sobie elegancką koszulę, a
włosy zaczesał do tyłu. James skomentował to „Wyglądasz jak kretyn”, lecz Łapa
nie przejmując się tym (wciąż byli pokłóceni), wyszedł za 15 szósta z
dormitorium i usiadł na fotelu w pokoju wspólnym, czekając na Dorcas.
Po 10 minutach usłyszał czyjeś kroki na schodach i obrócił
głowę. Teraz każda sekunda dłużyła mu się niemiłosiernie, gdy w końcu zobaczył
na schodach schodzącą do niego powolnym krokiem Dorcas. Miała na sobie morską
sukienkę koktajlową i czarne buty na wysokim obcasie. Lekki makijaż podkreślał
jej subtelną urodę, a olśniewający uśmiech powalił Syriusza na kolana.
Wpatrywał się w nią z otwartymi ustami, a ona widząc jego minę, wywróciła tylko
oczami.
- Chłopacy – mruknęła.
- Eee…Hej Dor… - wyjąkał Łapa wyraźnie zakłopotany ta całą
sytuacja.
Dor już nieraz rozbudzała jego wyobraźnię do granic
możliwości, ale w tej chwili już całkowicie się rozpłynął, wpatrując się w nią
jak w obrazek.
- Dobra, chodź Black, chcę to już mieć za sobą.
Wyszli z pokoju wspólnego na korytarz, a Syriusz zaczął ją
prowadzić w specjalne miejsce. Bardzo chciałby zapamiętała ten dzień do końca
życia, i żeby zawsze jak będzie odwiedzać to miejsce myślała o nim. Szli przez
kilka minut w milczeniu. Dor czuła się trochę niezręcznie. Zazwyczaj mieli
tysiące tematów do gadania, a teraz czuła jakby w gardle coś jej utknęło. Nie
potrafiła nic powiedzieć.
- Syriuszu... - W końcu zaczęła. - A ty przypadkiem nie masz
tej dziewczyny ze Slytherinu?
- Już nie... - mruknął.
Dor tylko pokręciła głową z politowaniem. Dobrze wiedziała,
że ją po prostu okłamał i nie miał nigdy żadnej dziewczyny , która byłaby
Ślizgonką.
Po paru minutach znaleźli się w końcu na jakimś odległym
korytarzu w Hogwarcie. Dorcas nie kojarzyła tego miejsca ani trochę, ale
posłusznie szła za Syriuszem, który zatrzymał się teraz naprzeciwko kamiennej
ściany.
- I co? – spytała, gdy zaczął chodzić w tą i wewtą wzdłuż
ściany.
- Spójrz! – odparł, gdy nagle na pustej ścianie zaczęły
pojawiać się jakieś wzory.
Łączyły
się i rosły aż nagle przekształciły się w drzwi, prowadzące do jakiegoś
tajemniczego pomieszczenia. Syriusz otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił
Dorcas do środka. Gdy tylko przekroczyła próg przeszył ją miły chłód. Uniosła głowę
i zobaczyła nad sobą ogromne sklepienie, z którego padał na nią i Syriusza
biały śnieg. Przeszła parę kroków i zdjęła buty. Dotknęła stopami białego
puchu, który już w całości pokrył posadzkę. Teraz dopiero dostrzegła małą
altankę na samym środku z pięknymi zdobionymi kolumienkami. Całość pokryta była
grubą warstwą śniegu, lecz ku zaskoczeniu Dor wcale nie było on zimny. Wręcz
przeciwnie, aż przyjemnie było go dotykać. Syriusz stał na boku przyglądając
się jak Dor kuca i bierze w dłonie biały puch. Mógł tak patrzeć na nią bez
końca jak bawi się, biega i ogląda to wszystko dookoła. Za nim tu przyszli, był
bardzo ciekawy jak będzie wyglądać to miejsce. W końcu zamieniało się w to, o
czym właśnie marzyła osoba, która chciała do niego wejść. Sam, więc przyglądał
się z zachwytem temu wszystkiemu, co było dookoła. Teraz, gdy Dor ponownie
uniosła głowę sklepienie zniknęło, zmieniając się w piękne, błękitne, zimowe
niebo.
- Co to za miejsce? – spytała z zachwytem wstając powoli z
ziemi.
- To twoje marzenia. – odparł podchodząc do niej i kładąc
jej rękę na tali.
Dorcas nawet nie protestowała, tylko spojrzała mu w oczy, a
twarz aż jej promieniała od szczęścia.
- Pięknie tu.. – szepnęła, a Syriusz uśmiechnął się lekko,
przyciągając ją do siebie.
Nigdy nie byli tak blisko. Ich ciała się stykały, a twarze
dzieliły zaledwie centymetry. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Wiesz, o czym teraz marzę? – spytała, spuszczając wzrok.
Pokręcił głową. Byli już tak blisko. Tak bardzo chciał ją
pocałować, już dawno o tym pragnął, gdy nagle…
- Marzę, żeby zobaczyć ta altanę! – odparła szybko,
wyplątując się z uścisku Syriusza.
Pociągnęła go za rękę i już za chwilę oboje stali w środku
altany, a Dor przyglądała się jej z niekrytym zachwytem. Ale nagle z jej twarzy
jakby zniknął uśmiech, a pojawił się strach i niepewność.
- Syriuszu… - zaczęła. – Muszę ci o czymś powiedzieć…
- Ja też… - wpadł jej w słowo. – Ja też muszę ci coś
powiedzieć, ale mów pierwsza! – dodał po chwili.
- Chodzi o to…O Snape’a. – odparła, unikając jego wzroku.
- Smarkerusa? – spytał ze zdziwieniem.
- Tak…Wtedy w lesie...On był wśród Śmierciożerców.
Syriusz wytrzeszczył oczy. Ale w sumie to do niego pasowało.
Smark, niedoceniony czarny charakter, przechodzi na stronę czarnego Pana, by
trochę się dowartościować.
- Jesteś pewna, że to był on? – spytał, gdy oboje usiedli na
ławce znajdującej się wewnątrz altany.
- Tak…Chyba tak – westchnęła. – Teraz już sama nie wiem.
- Może lepiej powiedzieć o tym Dumledore’owi? – Syriusz
zaproponował wyczarowując koc, by Dor mogła się nim przykryć.
Teraz, gdy siedzieli już tutaj trochę dłużej mróz dało się
odczuć dość mocno.
- Nie, lepiej nie. Ja…Nie jestem pewna – szepnęła, okrywając
ramiona. – A ty, o czym chciałeś mi powiedzieć.
- Chodzi o ty, że jutro jest mecz… - zaczął, drapiąc się po
głowie. – I nasza ścigająca Marta jest niedysponowana…
- Syriusz! – Dor odarła ostrzegawczo. – Jeśli myślisz, że
zgodzę się ja zastąpić to od razu mówię stanowczo: Nie!
- Ale Dorcas! – Spojrzał na nią błagalnie. – Zrób to dla
Jamesa.
- A czemu miałaby, to dla niego zrobić? – Wytrzeszczyła oczy.
- Bo się przyjaźnicie.
- Ale wytłumaczenie! – Pokręciła głową. – Jeden mecz?
Syriusz pokiwał głowa z nadzieją.
- No dobra, ale tylko jeden mecz! – W końcu odparła, a on
rzucił jej się na szyję uradowany.
- Dor, ratujesz nam życie!
- Black! Przestrzeń osobista! – Uniosła ręce, gdy Łapa się
do niej przyssał.
- Oj, Meadowes, nie psuj zabawy. – Wyszczerzył zęby.
- Tak oto romantyczny Black odszedł w zapomnienie –
mruknęła, po czym wstała z ławki. – Do widzenia – dodała, odrzucając koc.
- Dor żartowałem no! – Syriusz krzyknął. - Chciałem jeszcze
o czymś z tobą porozmawiać!
- O czym? – Obróciła się wywracając oczami.
- Miałem ostatnio sen…
- Brawo Black miałeś sen! – Dor odparła z politowaniem. –
Widzisz, to bardzo dziwne, że miałeś sen, nie uważasz? Bo wiesz gdybyś go nie
miał to tego snu, by nie było! Bardzo się cieszę z tego, że miałeś ten sen, bo
gdyby go nie było to by była tragedia!
- Skończyłaś? – Patrzył na nią trochę jak na idiotkę.
- Tak… - mruknęła.
- No, więc miałem sen, śniło mi się, że Voldemort, chce
zabić Jamesa.
Dor milczała, jakby oczekując jakiegoś wyjaśnienia, czemu
miałaby o tym wiedzieć.
- No…i? – W końcu zapytała.
- No nie wiem! Może to była jakaś przepowiednia, albo coś? –
Uniósł ręce zrezygnowany. – A co jeśli to się niedługo stanie?
- Syriuszu, nie sądzę…To raczej dość nie realne.
- Ale ten sen powtórzył mi się już parę razy. – Przełknął
ślinę. – I nie tylko ten…
- Możesz jaśniej? – Dor zbliżyła się o parę kroków, to
wszystko zaczęło ją nawet interesować.
- No miałem też sen…Chodziłem po Hogsamede…Ale było jakby
inne – zaczął wyjaśniać. – I tam na każdym słupie wisiała moja podobizna…Byłem
poszukiwany. – zawiesił głos. – Jako zbieg z Azkabanu.
Dor wytrzeszczyła oczy.
- Błagam cię! To nie realne! Ty i Azkaban? To się nie trzyma
kupy. Niby, za co miałbyś być skazany.
- Nie mam pojęcia…- wzruszył ramionami. – W jednym ze snów
wiedziałem też dolinę Godryka cała w płomieniach.
- To niemożliwe! – Dor pokręciła głowa. – Ale może na
wszelki wypadek powiedz o tym Jamesowi!
- W życiu! – odparł, zbliżając się do Dor. – Nie będę mu
jeszcze dowalał. I tak ma już wystarczająco na głowie. A poza tym nie gadamy ze
sobą.
- Powiedz mu! – Dor upierała się. – To w końcu o nim!
Powinien wiedzieć. Nie zachowuj się jak dziecko!
- Wiesz, co? Uważam, że nie powinnaś wtrącać nosa w nie
swoje sprawy!
- To nie ja prosiłam cię, żebyś mi opowiadał te sny! – Dor
krzyknęła wyzywająco. – Wiesz, co ja uważam? Że jesteś tchórzem i boisz się
powiedzieć to najlepszemu przyjacielowi! Po prostu cykorzysz!
Syriusz zacisnął pięści.
- A wiesz, co ja uważam? Że jesteś wredną S*ką! – krzyknął,
ale zaraz zamilkł zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział.
Dor zacisnęła zęby i powoli ukucnęła. Nim Syriusz się
zorientował trzymała w ręce gotową śnieżkę.
- Ty! – Łapa dostał w głowę. – Cholerny! – Zaraz poleciał
drugi pocisk. – Dupku! – wykrzyknęła, po czym obróciła się na pięcie i wybiegła
z pokoju, zostawiając Syriusza samego.
*♥♥♥*
Jestem dumna z tego rozdziału! 9 stron w Wordzie, a miałam go już gotowego 6 kwietnia :) Ale starłam się go jak najbardziej dopracować! Mam nadzieję, że się wam spodoba! :D
Może nie jest rewelacyjnie napisany, ale chodzi mi o sam pomysł :) Bardzo was proszę o szczere komentarze :)
Na początku "dziewczyna z Ravenclawu" na imię mieć miała Olimpia, lecz Panienka Livvi upierała się przy Liv :D Tak, żeby to była ona XD
A co do rozdziału:
Wiem, że teraz wszyscy będą mówić, że Syriusz to dupek itp. ale on też ma problemy, a nikt na niego nie zwraca uwagi, więc nie miejcie mu (i mi XD) tego za złe :)
Teraz po prostu czekam na wasze opinie i pozdrawiam wszystkich!
Do napisania!
Mania :*