poniedziałek, 27 kwietnia 2015

#Sówka

O Boże, boże przepraszam was ogromnie!
Czas u mnie jest teraz na wagę złota, ale każdą wolną chwilę poświęcam rozdziałowi!
Póki co robię sobie przerwę, około tydzień może 2 :C Ale jak napisze rozdział to po prostu z nim wrócę. Z brakiem czasu wiąże się również to,że nie mam jak komentować waszych blogów. Jak wrócę po tej przerwie to postaram się wszystko nadrobić. Jeśli macie jakieś rozdziały w których zostawiłam kom typu: "Wrócę" to bardzo proszę o poinformowaniu mnie pod tą notką, żebym pamiętała,że mam wrócić :)
Naprawdę ogromnie was przepraszam, możliwe, że rozdział znów podzielę na części :C Póki co mam 1 str w Wordzie :C
  

Pozdrawiam Mania :*

Ps Jak się podoba szablon? :)

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 7 "Zakochana Gryfonka"

Ten dzień zapowiadał się nienajlepiej, bo za oknem wciąż padał deszcz i błyskały pioruny. Uczniowie siedzieli w Wielkiej Sali i z posępnymi minami jedli śniadanie. Jedynie dwóch chłopaków z Gryffindoru uśmiechało się od ucha do ucha, zajadając omlety i dyskutując nad czymś zażarcie.
- Łapo, ale trening musi się odbyć, co mnie obchodzi, co gada Hooch? – James zaprotestował, wymachując rękami i wytrącając tym samym kanapkę z ręki Glizdogona.
- Ale spójrz przez okno. – Syriusz lekko się wzdrygnął na myśl o lataniu na miotle w taką pogodę. – Leje jak z cebra.
- Ale jutro mamy mecz! – Rogacz uniósł bezradnie ręce. – Nie trenowaliśmy od ponad dwóch tygodni.
- Myślę, że jednak pani Hooch ma rację – odparł Lupin, spoglądając na przyjaciół znad talerza. – To dość niebezpieczne grać w taką pogodę.
- Nie obchodzi mnie to! – krzyknął Rogacz, zanadto gestykulując rękoma. – Już zapomniałem jak się lata! W ogóle nie jestem w formie! Jak mam zagrać?
- Oj, już się tak nad sobą nie rozczulaj, Potter! - Tuż za ich plecami stała Lily, nerwowo tupiąc nogą. – Jeśli wyjdziecie w taką pogodę, odejmę punkty Gryffindorowi! – zagroziła.
- Och, witamy Pannę PREFEKT NACZELNĄ! – Rogacz zmarszczył brwi. – Ale radzimy nie wtykać nosa, w nie swoje sprawy.
Lily tylko fuknęła i marudząc coś pod nosem, wróciła do przyjaciółek, siedzących parę miejsc dalej.
- Ale te baby wścibskie… - Syriusz pokręcił głową i w końcu zadecydował. – To co, kiedy trening? – Uśmiechnął się Huncwocko i nie zważając na głośne protesty Remusa, wybiegł wraz z Jamesem z Wielkiej Sali.
- Ale pani Hooch… - krzyknął jeszcze tylko za nimi, jednak oni nie słuchając, zniknęli za wejściem.

~*~

- Nie wytrzymam z nimi naprawdę! – Lily siedziała naburmuszona nad owsianką, patrząc, na wybiegających Huncwotów. – Oni w ogóle nie słuchają, co się do nich mówi!
- Evans, daj spokój. – Mary spojrzała na nią z politowaniem. – Zasłużyli na trochę rozrywki.
- A co ty Mary taka wyluzowana? – syknęła Ruda.
Już od początku tego dnia była dla wszystkich strasznie opryskliwa i wszędzie szukała dziury w całym. Dziewczyny już naprawdę miały tego dosyć.
- Lily, może gdyby ciebie ugryzł wilkołak, też byłabyś wyluzowana? – Mary zaśmiała się, a w jej ślady poszły Alicja i Dor, lecz nie Evans.
Ona zezłościła się jeszcze bardziej i zaczęła fukać na nie wszystkie po kolei.
- To nie jest powód do śmiechu! – warknęła, wstając od stołu i przewracając przy tym kubek z sokiem dyniowym. – Mary mogła zginąć.
- Ale żyje i trzyma się całkiem nieźle. – zauważyła Dorcas, próbując jakoś udobruchać przyjaciółkę, lecz ta rozzłościła się jeszcze bardziej i tupiąc głośno, ruszyła w stronę wyjścia z Sali.
- Co ją znowu ugryzło? – Alicja patrzyła z troską, na oddalającą się przyjaciółkę.
- Ostatnio narzekała, że ROGACZ JUŻ NIE ZAWRACA JEJ GŁOWY! – Dor zaśmiała się, powracając do jedzenia. – Widocznie już nie może bez niego wytrzymać.
- Na to wygląda. – Mary wzruszyła ramionami, zerkając na chwilę w stronę Lupina.
- A właśnie, Macdonald, jak tam Ty i Remus, hę? – zagadnęła Alicja, częstując przyjaciółkę lekkim kuksańcem.
- Jutro się spotykamy… - mruknęła.
- O boże Mary! – Dor wykrzyknęła. – Czemu nic nie mówiłaś?
- My ci mówimy o naszych randkach! – zauważyła Alicja.
- Ale to nie będzie randka! – wtrąciła blondynka. – Jutro jest pełnia, zapomniałyście? Idziemy do wrzeszczącej chaty…
- To już jutro? – Alicja wytrzeszczyła oczy, upuszczając kanapkę na szatę.
- Jutro, jutro… - westchnęła. – Po meczu od razu idziemy.
- Wszystko będzie dobrze! – Dorcas pogładziła ją po plecach. – Będziesz z Remusem.
- Wiem. – Uśmiechnęła się.
Wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo mu ufała mimo wszystko.

~*~

- Nieźle zacina, co? – Rogacz osłaniał twarz przemokniętą już szatą.
Szli przez błonia w stronę stadionu Quidditcha by przeprowadzić poranny trening.
- Trochę… – wystękał Syriusz. – A gdzie Frank? Miał tu być po śniadaniu?
Nagle dostrzegli jakąś postać, siedzącą na trybunach i szybko przyśpieszyli kroku. Byli święcie przekonani, że ową postacią był ich przyjaciel, jednak okazało się, że na trybunach siedziała dziewczyna. Miała długie blond włosy, a zwisający z jej szyi niebiesko czarny szalik wskazywał, że mieszkała w Ravenclawie. 
- Eee…co ona tu robi? – Łapa szepnął do przyjaciela. – Może szpieguje dla Krukonów!
Ale Rogacz nie słuchał, tylko wpatrywał się w dziewczynę z otwartymi ustami. Jej ogromne, błękitne tęczówki od razu rzucały się w oczy, a mimo, że siedziała, to dało się poznać, że figurę też miała niczego sobie. Siedziała z nosem w książce pod daszkiem trybuny i jeszcze nie zauważyła przyjścia chłopaków.
- Eee…Cześć. – W końcu odezwał się Syriusz, a dziewczyna przestraszona tym nagłym przywitaniem lekko uniosła wzrok z nad książki.
- Hej… - wyjąkała lekko zakłopotana i spojrzała zdziwiona na Rogacza, który wpatrywał się w nią z zachwytem, wciąż nie zamykając buzi.
- Jestem Syriusz! – Podał dziewczynie rękę.
- Liv – odparła.
- A to jest…- Spojrzał na przyjaciela nieco zaskoczony. – James.
- Cześć James! – Liv uśmiechnęła się słodko do oniemiałego Potter, który rozmarzył się przez to jeszcze bardziej.
- Eee…Poczekaj chwilkę! – Syriusz zakłopotany odciągnął przyjaciela na bok i przyłożył mu z całej siły.
- Ałć…- Rogacz w końcu otrząsnął się z transu.
- Co ty wyprawiasz? – warknął Łapa. – Ona przyszła nas tu szpiegować, a ty zamiast ją przepędzić, gapisz się jak jakiś przygłup.
- To niezła laska! – Rogacz spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem. – Chcesz przepuścić taką okazję?!
Za to oberwał po raz drugi.
- Gdybyś mówił tak o Lily, tolerowałbym to. – Syriusz spojrzał na niego naprawdę poważnie. – Ale nie o jakieś taniej…
Nie dokończył, bo Rogacz pchnął go mocno do przodu.
- Nie mów tak! – warknął. – Nawet jej nie znasz!
- A ty niby znasz? – Syriusz mocniej zacisnął rękę na miotle. – To szpieg! – syknął.
- Ona tu zostanie, bo ja tak chcę! – Rogacz przymrużył oczy. – I czy ci się to podoba, czy nie. Lily to już PRZESZŁOŚĆ!

~*~

Lily biegła wściekła przez błonia w stronę stadionu Quidditcha, na którym dostrzegła już trzy postacie latające na miotłach. Wciąż padało, ale ona i tak szła pewnie przez błonia. W końcu przyspieszyła kroku, nie zauważając siedzącej na trybunach Liv.
- A teraz spójrz na to! – krzyknął Rogacz, robiąc miotłą zawód, po czym zanurkował i w jednej chwili chwycił trzepoczącego złotego znicza.
- Pięknie Potter, ale mnie to w ogóle nie obchodzi! - Lily wydarła się, a wiatr chłostał jej twarz.
- O Cześć Evans - odburknął nagle dość obojętnym tonem. - Ale nie mówiłem do ciebie. - Wskazał na trybunę znajdującą się za Lily, na której Liv zachwycona klaskała w dłonie.
Evans całą poczerwieniała i mocniej zacisnęła zęby.
- Odejmuję Gryffindorowi po 20 punktów za każdego. I  Ravenclav’owi też i macie zaraz wracać do zamku, bo inaczej wezwę McGonagall!
- Lily, co się stało? – Łapa podleciał do niej, siadając z miotły, podczas gdy Rogacz nadal pokazywał Liv swoje popisowe numery.
- Nic. – odburknęła, a jej oczy lekko zaszkliły się od łez, lecz Syriusz nie dostrzegł tego na jej mokrej od deszczu twarzy.
- Lily wiedzę, że coś jest nie tak… - spojrzał na nią z troską i odkładając miotłę, zasiadł z nią na trybunie znajdującej się naprzeciwko Liv.
- Chodzi o Jamesa…- zaczęła. – Mam go dość!
- To po co tu przyszłaś? – spytał, lekko się uśmiechając i objął ją ramieniem. – Nie przejmuj się, potem mu przejdzie. Po prostu musi odreagować bitwę.
Lily pociągnęła nosem, patrząc na Łapę, a jej twarz lekko pojaśniała.
- Dziękuję ci… - szepnęła, po czym zeszła z trybun i ze spuszczoną głową, ruszyła w stronę zamku.
Po chwili do Łapy podleciał Rogacz.
- Grasz? – spytał, wycierając wierzchnią stroną dłoni stróżkę wody zaciekającą z włosów.
- Ale najpierw pogadajmy.
- Co się dzieje? – Frank podleciał i usiadł na wolnym miejscu obok Syriusza.
- Musimy pogadać – westchnął czarnowłosy. – Lily się o ciebie martwi. - Popatrzył na Pottera.
On tylko wzruszył obojętnie ramionami.
- Wyobraź sobie, że mnie to nie obchodzi – odparł dobitnie, zachowując kamienną twarz.
- Mógłbyś przynajmniej normalnie z nią rozmawiać… - zaczął Łapa, lecz nie dane mu było dokończyć.
- Ja mam z nią normalnie rozmawiać? – krzyknął, zsiadając z miotły. – To ja ciągle z nią rozmawiałem przez ostatnie sześć lat! I co? Teraz, kiedy nagle przestałem i to właśnie przez nią, nagle zapragnęła ze mną porozmawiać!
- Ale James… - Frank próbował złagodzić sytuację, ale tylko ją pogorszył.
- Nie James! – Na twarzy Rogacza malowała się złość. – Miała wiele okazji, żeby ze mną porozmawiać! Dawałem jej szanse wiele razy, ale zawsze mnie spławiała! Ona już dla mnie NIE ISTNIEJE! Rozumiesz?!
- Nie mówisz poważnie… - Frank wytrzeszczył oczy. – James ochłoń trochę.
-Nie!
- James, co się z tobą dzieje?! – Łapa wstał, lekko go pchając.
- Ze mną? To ty, zaraz po tym jak dałem sobie spokój, zacząłeś się do niej przystawiać! – Jego twarz niebezpiecznie drgnęła, a Syriusz aż zaczął mocniej zaciskać pięści.
- Jak w ogóle możesz tak mówić?! – Łapa krzyknął. – Jestem twoim przyjacielem i nigdy bym ci nie zabrał panny!
- Coś mi się nie wydaje! – Rogacz już całkowicie stracił panowanie nad sobą i zaczął pchać Łapę.
- Ej, chłopaki, uspokójcie się! – Frank wszedł między nich, próbując ich rozdzielić, żeby nie zaczęli sobie skakać do gardeł.
- Jak możesz! – Łapa wymachiwał pięściami w powietrzu. – Lily to moja przyjaciółka i nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby ją podrywać!
- A co to było na trybunach! Widziałem jak ją przytulałeś! Myślałem, że naprawdę się przyjaźnimy! – W końcu blokowany przez Franka, Rogacz odpuścił i chwyciwszy swoją miotłę, zaczął z chodzić z trybuny.
- A ja myślałem, że przyjaźń choć trochę coś dla ciebie znaczy! – Łapa stał, dysząc ciężko.
Pokłócili się pierwszy raz, od kiedy się poznali. Nigdy jeszcze ani razu nie nakrzyczeli na siebie tak jak w tym momencie. Były co prawda małe sprzeczki, ale nie niosły za sobą aż takich konsekwencji, jak ta. Frank westchnął, patrząc na odchodzącego przyjaciela, po czym przeniósł swój wzrok na Łapę.
- Zmienił się. – odparł po chwili.
- Wiem. – Syriusz spuścił wzrok.
To już nie był ten sam James, którego kiedyś znał.

~*~

- Gdzie poszła Lily? – Dorcas spytała lekko zaniepokojona.
Wracały właśnie z pierwszej lekcji – eliksirów, na której Lily była nieobecna. Jeszcze nigdy nie opuściła żadnej lekcji, już nie wspominając, że były to eliksiry. Jej ulubiony przedmiot.
- Nie wiem, po śniadaniu jej nie wiedziałam – odparła Alicja, wyciągając z torby kanapkę. – O Frank!
Przy wejściu stał jej chłopak i Łapa wraz ze swoimi miotłami. Oboje ociekali wodą.
- Gdzie James? – Dorcas spytała, patrząc na Łapę podejrzliwie. – Byliście przecież razem.
- Rogacz ma pewien problem ze samym sobą – westchnął Syriusz, gdy cała piątka ruszyła w stronę wieży Gryffindoru.
- To chyba tak jak Lily. A o co poszło?
- O dziewczynę z Ravenclawu – uciął krótko, a Dor wyczuła, że lepiej nie drążyć tego tematu.
W końcu wszyscy przeszli przez dziurę w portrecie i zasiedli na fotelach. Frank z Syriuszem pobiegli szybko się przebrać, a dziewczyny chwilę na nich czekały.
- Jedno mnie zastanawia – Dor zaczęła. – Przez te wszystkie lata to Rogacz uganiał się z a Lily, a teraz jakby role się od…
Nie dokończyła, bo od strony wejścia dobiegł znajomy głos, a wszystkie dziewczyny od razu zwróciły oczy w stronę wejścia. Przez portret właśnie przechodził Rogacz, uprzednio pożegnawszy się z jakąś dziewczyną. Mary uniosła brwi, podczas, gdy on przeszedł obok, tak jakby w ogóle ich nie zauważył. Dor odchrząknęła głośno. Rogacz zwrócił swój zdziwiony wzrok w jej stronę.
- Pogadamy? – spytała, dając znak dziewczyną, żeby zostawiły ich samych.
- O czym? – spytał, wywracając oczami, po czym zasiadł w fotelu naprzeciwko niej.
- Już ty dobrze wiesz…Co to za baba? – spytała, rzucając spojrzenie w stronę portretu Grubej Damy.
- Liv. – westchnął. – O co wam wszystkim chodzi?
- A co z Lily? – spytała, patrząc mu głęboko w oczy.
Gdyby wzrok mógł zabijać, James już dawno leżałby martwy na posadzce. Wiedział, że jak skłamie, to ona to wykryje. Przed nią nie było tajemnic. Znali się tak długo, że byli jak rodzeństwo.
- A co ma być? – mruknął, szukając odpowiednich słów. – Po prostu…nasz czas minął i tyle.
- I tyle? – Dor wytrzeszczyła oczy. – I tyle? Po tylu latach? Już nie mówię, że macie być parą, ale tyle lat przyjaźni, to wszystko ma tak przepaść? Chcesz tego? – Patrzyła na niego dobitnie.
Wiedział, że musi odpowiedzieć, była chyba jedyną osobą, która by go zrozumiała.
- Nie, nie chce – W końcu odparł. – Ale co mam zrobić? Nie widzisz, że ona już mnie nie chce znać? Łudziłem się przez wiele lat, że jest inaczej, ale byłem ślepy!
- Nie masz racji. – Dor pokręciła głową. – Lily nigdy nie powiedziała o tobie złego słowa, zawsze po kłótniach z tobą płakała! A wiesz co się stało, jak jej się oświadczyłeś? – Rogacz pokręcił głową, wbijając wzrok w podłogę. - Ryczała i była załamana! Siedziała w dormitorium, rozpaczając nad tym, czemu się nie zgodziła! Ona cię kocha kretynie, a ty gdybyś tylko potrafił patrzeć, być to zauważył!
Rogacz nie potrafił się po tych słowach odezwać, wciąż siedział ze spuszczoną głową, zastanawiając się nad słowami Dorcas.
- I co ja mam teraz zrobić? – spytał w końcu, patrząc brunetce w oczy.
- Leć do niej! – odparła. – Zanim zrobi sobie krzywdę!
James zerwał się z miejsca, ale za nim wyszedł mocno przytulił Dorcas, a zaraz po tym zniknął za obrazem.

~*~

- Lily! – Usłyszała jak ktoś ją woła, ale nie miała pojęcia, kto.
Nie miała już siły. Upadła na podłogę, a fiolka z resztką eliksiru, którą trzymała w dłoni rozbiła się z trzaskiem o kamienną podłogę. Czarna substancja wyciekła na kafle, rozlewając się po całej kabinie łazienki. Nagle ktoś wszedł. Cicho posuwał się wzdłuż kabin, aż zatrzymał się przy ostatniej i szarpnął mocno za drzwi. Były zamknięte, a wyciekała spod nich jakaś substancja. Chłopak ukucnął i nabrał na palec lekko kleisty eliksir. Chwilę wpatrywał się w niego z przerażeniem, aż wreszcie szepnął sam do siebie.
- Wywar Żywej Śmierci…- Jego głos poniósł się echem po ścianach łazienki.
W końcu wyjął z szaty różdżkę i zaklęciem niewerbalnym otworzył drzwi. Na zimnej posadzce leżała Lily Evans. Blada na twarzy z otwartymi oczami. Trudno było stwierdzić czy oddychała. Chłopak przyłożył ucho do jej klatki piersiowej. Cisza. Do jego oczu zaczęły cisnąć się łzy. Uniósł dziewczynę i próbując jakoś powstrzymać się od płaczu, wyniósł ją z kabiny wciąż szepcząc Lily błagam, Lily. Przeniósł ja już przez całą łazienkę, gdy nagle w drzwiach pojawił się drugi, czarnowłosy chłopak.
- Snape… - szepnął przerażony James, gdy zobaczył swoją ukochaną w objęciach swojego największego wroga.

~*~

- Boże Lily, co się stało? – Dziewczyny w jednej chwili wpadły do skrzydła szpitalnego, nie zważając na protesty Pani Pomfrey.
- Ona musi wypoczywać! – krzyczała, próbując wygonić wszystkie, lecz to nie poskutkowało.
Cała czwórka zebrała się już przy łóżku, na którym leżała Ruda.
- Co jej się stało? – Alicja spytała, patrząc na pielęgniarkę z przerażeniem.
Wiedziały tylko tyle, że Snape znalazł Lily nieprzytomną w damskiej Łazience, ale nie wiedziały dokładnie, co się z nią stało. Ruda leżała teraz na łóżku, a oczy miała szeroko otwarte. Wyglądała jakby była martwa.
- Wypiła Wywar Żywej Śmierci. – Pani Pomfrey ułożyła głowę Lily wyżej na poduszce. – Na szczęście nie zdołała wypić całej fiolki, bo zemdlała, lecz, gdyby wypiła całą… - zawiesiła głos, a dziewczyny już same domyśliły się, co chciała powiedzieć.
- Wyjdzie z tego? – Mary patrzyła na przyjaciółkę ze strachem w oczach.
- Myślę, że tak, ale to może potrwać nawet kilka tygodni – westchnęła. – Jak na razie zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, teraz trzeba poczekać, aż się przebudzi. No, ale zmykajcie mi już stąd. Ona potrzebuje spokoju!
Dziewczyny niechętnie opuściły skrzydło szpitalne, rzucając jeszcze jedno smutne spojrzenie na łóżko przyjaciółki.

~*~

Dzień minął zaskakująco szybko i nim Dorcas się zorientowała nastało późne popołudnie, a wraz z nim lekcja Quidditcha. Pani Hooch zdawała się być jeszcze bardziej rozwścieczona niż zwykle i już na samym początku lekcji, wezwała na bok całą drużynę Gryffindoru. Niektórych zwolniła z lekcji, bo najwidoczniej miała dla nich jakąś ważną wiadomość.
- Profesor McGonagall zamierzała przekazać wam to osobiście, lecz z pewnych przyczyn nie miała jak. Tak, więc ja mam was poinformować o tym, iż jedna z waszych ścigających Marta Bryce, właśnie złapała kontuzję i nie będzie mogła grać w jutrzejszym meczu.
Syriusz wytrzeszczył oczy, a w jego ślady poszła cała drużyna. Pierwszy odezwał się Seamus – obrońca i najmłodszy gracz w drużynie. W tej chwili był na 4 roku w Hogwarcie.
- Musimy znaleźć kogoś na zastępstwo – stwierdził. – Jakieś propozycje?
Wszyscy pokręcili głowami na znak, że nie znają nikogo, kto mógłby zastąpić im Martę. Była jednym z najlepszy zawodników w drużynie i Syriusz zawsze świetnie się z nią zgrywał. Byli praktycznie nie do pokonania. Tylko Rogacz stał na środku, sprawiając wrażenie zupełnie nie obecnego.
- Ziemia do Jamesa! – Syriusz pomachał mu ręką przed twarzą. – Potrzebujemy nowego ścigającego!
Rogacz otrząsnął się i chwilę potrwało nim cokolwiek do niego dotarło.
- Może Dorcas? – zaproponował, chyba nie do końca świadom tego, co mówi.
- To chyba ostatnia osoba jaką bym wybrała – mruknęła Pani Hooch. – Ale to Potter jest kapitanem i to on podejmie decyzję.
Po czym odeszła do reszty klasy, zostawiając drużynę samą.
- James nie żartuj sobie. – Eliza z szóstego roku, jedna ze ścigających, popatrzyła na Pottera ze strachem. – Ona w ogóle nie potrafi grać.
James chwile się zastanowił, lecz po chwili znów się odezwał nieco chłodniejszym tonem (wciąż byli pokłóceni):
- Sądzę, że Dor idealnie się do tego nadaje. Syriusz miał z nią korepetycje prawda?
Łapa pokiwał lekko głową, zastanawiając się nad słowami przyjaciela. Fakt; Dorcas wcale nie była taka słaba, tylko po prostu leniwa i nie przykładała się do lekcji. Lecz na korepetycjach szło jej całkiem nieźle (pomijając tłuczek, przez który spadła z miotły) i w sumie mogłaby spróbować.
- Dobrze – odparł po chwili. – Niech to będzie Dor.
Pozostała część drużyny tym razem wytrzeszczała oczy na niego.
- Błagam was! – Dann, jeden z pałkarzy uniósł bezradnie ręce. – Ona jest beznadziejna.
W Syriuszu przez chwilę się zagotowało.
- Nie waż się tak o niej mówić1 – syknął Dann’owi w twarz.
- Sorry, po prostu mówię jak jest! – Wzruszyła ramionami. – Ale skoro tak bardzo nalegacie. Niech będzie ta cała Meadowes.

~*~

Powoli nadchodził wieczór, a wraz z nim upragniona randka z Dorcas. Syriusz siedział na łóżku, zastanawiając się jak powie jej, o tym, że jutro ma zagrać w meczu przeciwko Ślizgonom. Miał na sobie elegancką koszulę, a włosy zaczesał do tyłu. James skomentował to „Wyglądasz jak kretyn”, lecz Łapa nie przejmując się tym (wciąż byli pokłóceni), wyszedł za 15 szósta z dormitorium i usiadł na fotelu w pokoju wspólnym, czekając na Dorcas.
Po 10 minutach usłyszał czyjeś kroki na schodach i obrócił głowę. Teraz każda sekunda dłużyła mu się niemiłosiernie, gdy w końcu zobaczył na schodach schodzącą do niego powolnym krokiem Dorcas. Miała na sobie morską sukienkę koktajlową i czarne buty na wysokim obcasie. Lekki makijaż podkreślał jej subtelną urodę, a olśniewający uśmiech powalił Syriusza na kolana. Wpatrywał się w nią z otwartymi ustami, a ona widząc jego minę, wywróciła tylko oczami.
- Chłopacy – mruknęła.
- Eee…Hej Dor… - wyjąkał Łapa wyraźnie zakłopotany ta całą sytuacja.
Dor już nieraz rozbudzała jego wyobraźnię do granic możliwości, ale w tej chwili już całkowicie się rozpłynął, wpatrując się w nią jak w obrazek.
- Dobra, chodź Black, chcę to już mieć za sobą.
Wyszli z pokoju wspólnego na korytarz, a Syriusz zaczął ją prowadzić w specjalne miejsce. Bardzo chciałby zapamiętała ten dzień do końca życia, i żeby zawsze jak będzie odwiedzać to miejsce myślała o nim. Szli przez kilka minut w milczeniu. Dor czuła się trochę niezręcznie. Zazwyczaj mieli tysiące tematów do gadania, a teraz czuła jakby w gardle coś jej utknęło. Nie potrafiła nic powiedzieć.
- Syriuszu... - W końcu zaczęła. - A ty przypadkiem nie masz tej dziewczyny ze Slytherinu?
- Już nie... - mruknął.
Dor tylko pokręciła głową z politowaniem. Dobrze wiedziała, że ją po prostu okłamał i nie miał nigdy żadnej dziewczyny , która byłaby Ślizgonką.
Po paru minutach znaleźli się w końcu na jakimś odległym korytarzu w Hogwarcie. Dorcas nie kojarzyła tego miejsca ani trochę, ale posłusznie szła za Syriuszem, który zatrzymał się teraz naprzeciwko kamiennej ściany.
- I co? – spytała, gdy zaczął chodzić w tą i wewtą wzdłuż ściany.

- Spójrz! – odparł, gdy nagle na pustej ścianie zaczęły pojawiać się jakieś wzory.

Łączyły się i rosły aż nagle przekształciły się w drzwi, prowadzące do jakiegoś tajemniczego pomieszczenia. Syriusz otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił Dorcas do środka. Gdy tylko przekroczyła próg przeszył ją miły chłód. Uniosła głowę i zobaczyła nad sobą ogromne sklepienie, z którego padał na nią i Syriusza biały śnieg. Przeszła parę kroków i zdjęła buty. Dotknęła stopami białego puchu, który już w całości pokrył posadzkę. Teraz dopiero dostrzegła małą altankę na samym środku z pięknymi zdobionymi kolumienkami. Całość pokryta była grubą warstwą śniegu, lecz ku zaskoczeniu Dor wcale nie było on zimny. Wręcz przeciwnie, aż przyjemnie było go dotykać. Syriusz stał na boku przyglądając się jak Dor kuca i bierze w dłonie biały puch. Mógł tak patrzeć na nią bez końca jak bawi się, biega i ogląda to wszystko dookoła. Za nim tu przyszli, był bardzo ciekawy jak będzie wyglądać to miejsce. W końcu zamieniało się w to, o czym właśnie marzyła osoba, która chciała do niego wejść. Sam, więc przyglądał się z zachwytem temu wszystkiemu, co było dookoła. Teraz, gdy Dor ponownie uniosła głowę sklepienie zniknęło, zmieniając się w piękne, błękitne, zimowe niebo.

- Co to za miejsce? – spytała z zachwytem wstając powoli z ziemi.
- To twoje marzenia. – odparł podchodząc do niej i kładąc jej rękę na tali.
Dorcas nawet nie protestowała, tylko spojrzała mu w oczy, a twarz aż jej promieniała od szczęścia.
- Pięknie tu.. – szepnęła, a Syriusz uśmiechnął się lekko, przyciągając ją do siebie.
Nigdy nie byli tak blisko. Ich ciała się stykały, a twarze dzieliły zaledwie centymetry. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Wiesz, o czym teraz marzę? – spytała, spuszczając wzrok.
Pokręcił głową. Byli już tak blisko. Tak bardzo chciał ją pocałować, już dawno o tym pragnął, gdy nagle…
- Marzę, żeby zobaczyć ta altanę! – odparła szybko, wyplątując się z uścisku Syriusza.
Pociągnęła go za rękę i już za chwilę oboje stali w środku altany, a Dor przyglądała się jej z niekrytym zachwytem. Ale nagle z jej twarzy jakby zniknął uśmiech, a pojawił się strach i niepewność.
- Syriuszu… - zaczęła. – Muszę ci o czymś powiedzieć…
- Ja też… - wpadł jej w słowo. – Ja też muszę ci coś powiedzieć, ale mów pierwsza! – dodał po chwili.
- Chodzi o to…O Snape’a. – odparła, unikając jego wzroku.
- Smarkerusa? – spytał ze zdziwieniem.
- Tak…Wtedy w lesie...On był wśród Śmierciożerców.
Syriusz wytrzeszczył oczy. Ale w sumie to do niego pasowało. Smark, niedoceniony czarny charakter, przechodzi na stronę czarnego Pana, by trochę się dowartościować.
- Jesteś pewna, że to był on? – spytał, gdy oboje usiedli na ławce znajdującej się wewnątrz altany.
- Tak…Chyba tak – westchnęła. – Teraz już sama nie wiem.
- Może lepiej powiedzieć o tym Dumledore’owi? – Syriusz zaproponował wyczarowując koc, by Dor mogła się nim przykryć.
Teraz, gdy siedzieli już tutaj trochę dłużej mróz dało się odczuć dość mocno.
- Nie, lepiej nie. Ja…Nie jestem pewna – szepnęła, okrywając ramiona. – A ty, o czym chciałeś mi powiedzieć.
- Chodzi o ty, że jutro jest mecz… - zaczął, drapiąc się po głowie. – I nasza ścigająca Marta jest niedysponowana…
- Syriusz! – Dor odarła ostrzegawczo. – Jeśli myślisz, że zgodzę się ja zastąpić to od razu mówię stanowczo: Nie!
- Ale Dorcas! – Spojrzał na nią błagalnie. – Zrób to dla Jamesa.
- A czemu miałaby, to dla niego zrobić? – Wytrzeszczyła oczy.
- Bo się przyjaźnicie.
- Ale wytłumaczenie! – Pokręciła głową. – Jeden mecz?
Syriusz pokiwał głowa z nadzieją.
- No dobra, ale tylko jeden mecz! – W końcu odparła, a on rzucił jej się na szyję uradowany.
- Dor, ratujesz nam życie!
- Black! Przestrzeń osobista! – Uniosła ręce, gdy Łapa się do niej przyssał.
- Oj, Meadowes, nie psuj zabawy. – Wyszczerzył zęby.
- Tak oto romantyczny Black odszedł w zapomnienie – mruknęła, po czym wstała z ławki. – Do widzenia – dodała, odrzucając koc.
- Dor żartowałem no! – Syriusz krzyknął. - Chciałem jeszcze o czymś z tobą porozmawiać!
- O czym? – Obróciła się wywracając oczami.
- Miałem ostatnio sen…
- Brawo Black miałeś sen! – Dor odparła z politowaniem. – Widzisz, to bardzo dziwne, że miałeś sen, nie uważasz? Bo wiesz gdybyś go nie miał to tego snu, by nie było! Bardzo się cieszę z tego, że miałeś ten sen, bo gdyby go nie było to by była tragedia!
- Skończyłaś? – Patrzył na nią trochę jak na idiotkę.
- Tak… - mruknęła.
- No, więc miałem sen, śniło mi się, że Voldemort, chce zabić Jamesa.
Dor milczała, jakby oczekując jakiegoś wyjaśnienia, czemu miałaby o tym wiedzieć.
- No…i? – W końcu zapytała.
- No nie wiem! Może to była jakaś przepowiednia, albo coś? – Uniósł ręce zrezygnowany. – A co jeśli to się niedługo stanie?
- Syriuszu, nie sądzę…To raczej dość nie realne.
- Ale ten sen powtórzył mi się już parę razy. – Przełknął ślinę. – I nie tylko ten…
- Możesz jaśniej? – Dor zbliżyła się o parę kroków, to wszystko zaczęło ją nawet interesować.
- No miałem też sen…Chodziłem po Hogsamede…Ale było jakby inne – zaczął wyjaśniać. – I tam na każdym słupie wisiała moja podobizna…Byłem poszukiwany. – zawiesił głos. – Jako zbieg z Azkabanu.
Dor wytrzeszczyła oczy.
- Błagam cię! To nie realne! Ty i Azkaban? To się nie trzyma kupy. Niby, za co miałbyś być skazany.
- Nie mam pojęcia…- wzruszył ramionami. – W jednym ze snów wiedziałem też dolinę Godryka cała w płomieniach.
- To niemożliwe! – Dor pokręciła głowa. – Ale może na wszelki wypadek powiedz o tym Jamesowi!
- W życiu! – odparł, zbliżając się do Dor. – Nie będę mu jeszcze dowalał. I tak ma już wystarczająco na głowie. A poza tym nie gadamy ze sobą.
- Powiedz mu! – Dor upierała się. – To w końcu o nim! Powinien wiedzieć. Nie zachowuj się jak dziecko!
- Wiesz, co? Uważam, że nie powinnaś wtrącać nosa w nie swoje sprawy!
- To nie ja prosiłam cię, żebyś mi opowiadał te sny! – Dor krzyknęła wyzywająco. – Wiesz, co ja uważam? Że jesteś tchórzem i boisz się powiedzieć to najlepszemu przyjacielowi! Po prostu cykorzysz!
Syriusz zacisnął pięści.
- A wiesz, co ja uważam? Że jesteś wredną S*ką! – krzyknął, ale zaraz zamilkł zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział.
Dor zacisnęła zęby i powoli ukucnęła. Nim Syriusz się zorientował trzymała w ręce gotową śnieżkę.
- Ty! – Łapa dostał w głowę. – Cholerny! – Zaraz poleciał drugi pocisk. – Dupku! – wykrzyknęła, po czym obróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju, zostawiając Syriusza samego.


*♥♥♥*
Witajcie!
Jestem dumna z tego rozdziału! 9 stron w Wordzie, a miałam go już gotowego 6 kwietnia :) Ale starłam się go jak najbardziej dopracować! Mam nadzieję, że się wam spodoba! :D
Może nie jest rewelacyjnie napisany, ale chodzi mi o sam pomysł :) Bardzo was proszę o szczere komentarze :)
Na początku "dziewczyna z Ravenclawu" na imię mieć miała Olimpia, lecz Panienka Livvi upierała się przy Liv :D Tak, żeby to była ona XD
A co do rozdziału:
Wiem, że teraz wszyscy będą mówić, że Syriusz to dupek itp. ale on też ma problemy, a nikt na niego nie zwraca uwagi, więc nie miejcie mu (i mi XD) tego za złe :)
Teraz po prostu czekam na wasze opinie i pozdrawiam wszystkich!
Do napisania!
Mania :*