Cisza.
Jakieś szmery.
James leżał na wznak, na łóżku wpatrując się w ciemność. Pani Pomfrey wyłoniła go ze skrzydła szpitalnego o21,
a on od ponad 2 godzin nie mógł zasnąć. Wciąż myślami
był przy Lily. Już nawet nie wściekał się na Łapę, miał ochotę z nim pogadać,
potrzebował go, a teraz, w tych najtrudniejszych momentach, byli skłóceni.
- Łapo? - szepnął, choć nie miał nadziei na to, że ktoś mu odpowie.
Syriusz spał już od godziny.
- Tak? - Ku zaskoczeniu Rogacza, Łapa odezwał się lekko sennym głosem.
James westchnął lekko, skoro już zaczął tą rozmowę, to musiał ją dokończyć.
- Przepraszam - odparł wciąż wpatrując się w ciemność.
- Przestań, nie ma, o czym mówić. - Syriusz westchnął.
Jakieś szmery.
James leżał na wznak, na łóżku wpatrując się w ciemność. Pani Pomfrey wyłoniła go ze skrzydła szpitalnego o
- Łapo? - szepnął, choć nie miał nadziei na to, że ktoś mu odpowie.
Syriusz spał już od godziny.
- Tak? - Ku zaskoczeniu Rogacza, Łapa odezwał się lekko sennym głosem.
James westchnął lekko, skoro już zaczął tą rozmowę, to musiał ją dokończyć.
- Przepraszam - odparł wciąż wpatrując się w ciemność.
- Przestań, nie ma, o czym mówić. - Syriusz westchnął.
- Wiem, że powinienem złapać tego znicza, ale coś mnie
ciągle dręczyło…
- Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć – odparł, a chwilę
potem podłoga w dormitorium lekko zaskrzypiała. Łapą najwyraźniej wyszedł z łóżka.
Za chwilę pokój wypełniło światło lampki a Rogacz syknął przymykając oczy.
- Zgaś, bo mnie razi! - zasłonił ręką twarz.
- Poczekaj, chce coś sprawdzić. - Wyjął z szuflady stary lekko pognieciony pergamin i rozłożył go na łóżku. - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Na pustym pergaminie zaczęły pojawiać się czarne litery, znaki i łączące się linie. Syriusz nie czekając aż pokryją cały pergamin, rozłożył go odpowiednio spoglądając na dormitorium dziewcząt.
- Chyba śpią - szepnął podekscytowany do Rogacza. - Mam pomysł...
- Syriuszu wybacz, ale nie mam ochoty na żarty. - James skrzywił się lekko spoglądając na przyjaciela. - Ale możemy zakraść się do Lily...
- Nie - odparł stanowczo Łapa. - James, nie możesz tam siedzieć przez cały czas. Spójrz na to, co się dzieje. Wciąż przesiadując w skrzydle nic nie zmienisz, ona nie obudzi się przez to szybciej. Zajmij się swoim życiem.
Rogacz spojrzał markotnie na przyjaciela. Syriusz miał trochę racji, ale on musiał, po prostu musiał przy niej być.
- A co z tą Liv? - Syriusz niespodziewanie wyskoczył z pytaniem.
- Och... - James zagryzł wargi, nieco zakłopotany. - Dzisiaj z nią gadałem, przed meczem. Mówiła, że słyszała, co się stało z Lily i gdybym chciał z kimś na ten temat pogadać to ona jest chętna.
- Zgaś, bo mnie razi! - zasłonił ręką twarz.
- Poczekaj, chce coś sprawdzić. - Wyjął z szuflady stary lekko pognieciony pergamin i rozłożył go na łóżku. - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Na pustym pergaminie zaczęły pojawiać się czarne litery, znaki i łączące się linie. Syriusz nie czekając aż pokryją cały pergamin, rozłożył go odpowiednio spoglądając na dormitorium dziewcząt.
- Chyba śpią - szepnął podekscytowany do Rogacza. - Mam pomysł...
- Syriuszu wybacz, ale nie mam ochoty na żarty. - James skrzywił się lekko spoglądając na przyjaciela. - Ale możemy zakraść się do Lily...
- Nie - odparł stanowczo Łapa. - James, nie możesz tam siedzieć przez cały czas. Spójrz na to, co się dzieje. Wciąż przesiadując w skrzydle nic nie zmienisz, ona nie obudzi się przez to szybciej. Zajmij się swoim życiem.
Rogacz spojrzał markotnie na przyjaciela. Syriusz miał trochę racji, ale on musiał, po prostu musiał przy niej być.
- A co z tą Liv? - Syriusz niespodziewanie wyskoczył z pytaniem.
- Och... - James zagryzł wargi, nieco zakłopotany. - Dzisiaj z nią gadałem, przed meczem. Mówiła, że słyszała, co się stało z Lily i gdybym chciał z kimś na ten temat pogadać to ona jest chętna.
- Chętna się znalazła. – Syriusz prychnął przeglądając
bezmyślnie mapę. – Przecież jakbyś chciał z kimś pogadać, to wiadomo, że ja bym
był pierwszą osobą w kolejce.
- Skromny, nie ma co. – James pokręcił głową wygodniej
siadając na łóżku.
Syriusz tylko westchnął ciężko i już miał odłożyć mapę
Huncwotów na półkę, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na planie błoni
Hogwartu.
- James… - Przeniósł przerażony wzrok na przyjaciela. –
James spójrz… - Podsunął mu mapę pod nos.
Rogacz szybko zerknął na mapę, a oczy coraz bardziej mu się
poszerzały. Przez błonia Hogwartu pędziły dwie kropeczki. Pierwsza opatrzona
imieniem Mary, a druga imieniem Remusa. Tuż za nimi biegł Peter, a cała trójka
kierowała się w stronę zamku.
~*~
Biegła wciąż przed siebie i nawet nie śmiała się obrócić, by
sprawdzić czy Remus wciąż ją goni. Dlaczego ona się nie przemieniła? Przecież
wszystko wskazywało na to, że będzie wilkołakiem. Nawet Pani Pomfrey
powiedziała, że to cud, że przeżyła, więc oczywiste było, że stanie się tym,
kim był Remus. Potworem…kim strasznym, ale teraz nie mogła o tym myśleć. Nadal
biegła. Opuściła już błonia wpadając przez ogromne wrota do zamku. Na chwilę
się zatrzymała, by zaczerpnąć tchu, lecz zdała sobie sprawę, że to nie jest
dobry pomysł. Dopadła do schodów, gdy Remus był już niecały metr od niej. To
trwało ułamek sekundy i nagle…wilkołak utknął w fałszywym stopniu, dając Mary
chwilę na zebranie myśli. Spostrzegła jak Glizdogon wpada tylko (jako człowiek)
przez wrota i krzycząc coś o pomocy i biegnie w stronę Wielkiej Sali. Szybko
zaczęła wspinać się po schodach. Bestia miotała się parę stopni niżej, ale z
każdą sekundą jego uwięziona kończyna wysuwała się spod fałszywego stopnia.
Mary nie wiedziała czy w końcu się uwolnił, bo biegła ile sił w nogach przez
korytarz. Do pokoju wspólnego zostały jej jeszcze dwa piętra, już nie miała
siły, ale wiedziała, że jak się zatrzyma Remus na pewno ją dopadnie…A tak ją
zapewniał, że nie stanie jej się krzywda. Kilka łez spłynęło po jej,
zaróżowionych od emocji, policzkach. Będąc już niecałe 10 metrów od obrazu
Grubej damy zwolniła kroku i dysząc ciężko przeszła przez obraz. Teraz już jej
nie dopadnie, jako wilkołak nie będzie w stanie podać hasła. Odetchnęła z ulgą
i ruszyła w stronę dormitorium. Miała nadzieję, że Glizdogon zawiadomił już
dyrektora i że nikomu nic się nie stało. Wyczerpana przeszła przez drzwi
dormitorium, które zapiszczały przeraźliwie. Spostrzegła, że w pokoju pali się
światło. Przeszła przez próg i zaraz usłyszała znajomy głos.
- O już wróciłaś? – Dorcas siedziała odwrócona do niej
plecami i była zbyt skupiona na robieniu sobie pedikiuru by spojrzeć na
przybysza.
- Yhym… - odparła Mary przekraczając próg. Alicji nie było w
pokoju.
- Mówię ci ten lakier jest do dupy… - odparła przyglądając
się swoim paznokciom. – A ty właściwie gdzie byłaś, co?
- U Remusa, właśnie przed nim uciekam… - Mary zaczęła, nie
do końca pewna czy Dorcas ją słucha.
- Och…A co śmierdzi mu z gęby? – Brunetka spytała, chociaż
nie do końca była świadoma tego, co mówi. Zbyt zajęta była robieniem sobie
pedikiuru.
- Nie… - Mary uniosła lekko brew.
- No ej, przyznaj się, że ząbków nie umy… – Dor odwróciła
się w końcu, tracąc nadzieję, na to, że lakier kiedyś wyschnie i ujrzała
stojącą na środku pokoju blondynkę. – Boże, Macdonald! Myślałam, że to Alicja! Co
ty tutaj robisz?
- Uciekam przed Remusem…Tak jak już mówiłam… - wzruszyła
ramionami.
- A co się stał… - nie dokończyła, bo przerwał jej głos
przyjaciółki.
- Mary! – W drzwiach pojawiła się Alicja. – Co ty tutaj
robisz? Czemu się nie przemieniłaś?
- Boże dzisiaj pełnia! – Meadowes złapała się za głowę. –
Zapomniałam! Mary, co ty tutaj robisz?
-Dorcas Meadowes jak mogłaś zapomnieć! – Alicja zakryła
dłońmi twarz. – Cały dzień o tym rozmawiamy…
- Czy ja w końcu będę mogła coś powiedzieć?! – Mary wydarła
się przekrzykując przyjaciółki.
- Tak, tylko… - W tym momencie usłyszały głośny trzask.
Wymieniły zaniepokojone spojrzenia i zbiegły szybko schodami
do pokoju wspólnego. Z gardła każdej wyrwał się zduszony okrzyk. Pokój był
spustoszony. Obraz grubej Damy zwisał bezwładnie z wielką dziurą na środku, a
meble były poprzewracane. Przy wejściu stał profesor Slughorn i Minerva McGonagall.
Tuż przy ich stopach leżał spetryfikowany Remus, a obok stał Glizdogon
trzymający dzielnie różdżkę.
- Ja go trafiłem! – krzyknął uradowany, ale Mary tylko
zakryła dłonią twarz.
Powoli uklękła przy sztywnym ciele zwierzęcia, który nadal,
mimo że tak dziki i nieokiełzany, był miłością jej życia. Wtuliła się w jego
miękką sierść, a po jej policzkach pociekły kolejne łzy.
Glizdogon stał z buzią szeroko otwartą, a jego oczy niemal
wychodziły z orbit. Liczył na to, że Mary przywita go jako bohatera, a ona
nawet słowem się do niego nie odezwała.
- Panie Pettigrew, proszę za mną i Pani Macdonald również. –
Nagle wyrósł przed nimi dyrektor szkoły Albus Dumbledore. – Pani Pomfrey zaraz
przyjdzie zabrać Pana Lupina, została poinformowana przez jego przyjaciół
Jamesa i Syriusza. Proszę się nie obawiać – dodał widząc zrozpaczoną minę Mary.
– Poppy dobrze się nim zajmie, a teraz proszę za mną!
~*~
Kolejny tydzień spędzony w Hogwarcie ciągnął się mozolnie.
Powoli dochodził Listopad, co oznaczało zbliżającą się Noc Duchów, organizowaną,
co rok w zamku. Tydzień przed uroczystością Mary dostała dokładną diagnozę
swojego przypadku. Pani Pomfrey musiała codziennie ją badać i sprawdzać jak jej
organizm zmienia się w raz z oddalaniem i przybliżaniem się pełni. W końcu po
ponad tygodniu badań i wielu rozmowach z rodzicami Macdonald pani Pomfrey
opowiedziała jej dokładnie, dlaczego, nie zmieniła się w wilkołaka w trakcie
pełni.
- No i co? – Meadowes podniecona zagrodziła drogę Mary,
która właśnie wychodziła ze Skrzydła Szpitalnego.
- No…to dzięki moim genom czy coś w tym stylu… - Blondynka
wywróciła oczami.
- A możesz jaśniej? – Alicja spytała, ale głos miała lekko
rozdrażniony. – Śpieszę się do
Franka…
- No chodzi o to, że wiecie…Zawsze dużo chłopaków zwracało
na mnie uwagę…
- Skromna, nie ma co… - Prychnęła Meadowes, ale Alicja ją
uciszyła.
- Kontynuuj proszę… - dodała po chwili.
- No i okazało się, że moja prababcia była wilą… - Mary
zawiesiła głos. – I…
- To dlatego zabierałaś mi najlepsze ciacha w całej szkole!
– Dorcas oburzała się wytykając przyjaciółkę palcem.
- Boże, błagam cię Dor, czy dasz mi dokończyć? – Blondynka
spojrzała wyczekująco na przyjaciółkę, po czym po chwili ciszy zaczęła mówić dalej.
– No, a teraz już niestety nie mam w sobie nawet kropelki krwi wili, ale dzięki
temu, że wcześniej miałam jej trochę to ona ocaliła mnie przed zostaniem
wilkołakiem…
~*~
Remus już dochodził do siebie po tak emocjonującej pełni,
lecz tak jak zawsze nic nie pamiętał. Póki co, mógł wreszcie wyjść ze skrzydła
szpitalnego. Gdy wychodził spojrzał raz w stronę łóżka swojej rudej
przyjaciółki. Lily nie budziła się już od prawie trzech tygodni, co było bardzo
niepokojące. Nawet nie chciał myśleć, jak w tej sytuacji musi czuć się James,
który tak bardzo ją kocha. Już przeszedł próg, gdy nagle usłyszał zachrypnięty
dziewczęcy głos:
- C-co się S-t-tało?
Odwrócił głowę i zobaczył, że Lily ma lekko otwarte oczy i
patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Podbiegł do niej jak najszybciej
uśmiechnięty od ucha do ucha, a oczy miał lekko zaszklone od łez.
- Boże, Lily nareszcie, wiesz jak wszyscy się martwiliśmy? –
Usiadł na krawędzi jej łóżka patrząc na nią z uśmiechem.
- Och…nic nie pamiętam…tylko to, że zabrałam ze spiżarni
Slughorna…- urwała. – A potem już…
- Spokojnie już wszystko jest w porządku… - Remus pomógł
rudej usiąść i oprzeć się na poduszce. – Może pójdę po Jame…
- Nie! – krzyknęła Lily i zaraz zakryła sobie dłonią usta. –
Znaczy, nie, proszę nie idź…nie chcę go już więcej widzieć…
- Ale Lily…
- Proszę… - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. – Wiesz,
że gdyby nie on, wcale by mnie tutaj nie było. – Jej oczy lekko zaszły się
łzami.
- No dobrze… - spojrzał na nią z politowaniem.
- Dziękuję – chlipnęła, a zaraz całkowicie zalała się łzami
rzucając się mu na szyję.
Mocno się do niego przytuliła, a on, chociaż z początku
zszokowany, zaraz odwzajemnił uścisk.
- Przepraszam, ale…J-ja tak nie potrafię… - szepnęła przez
łzy. – Ja już mogę tak dłużej on mnie wykańcza…
- James? – spytał głaszcząc ją po głowie by trochę się
uspokoiła.
Lily głośno załkała ukrywając twarz w jego ramionach.
Pomyślała, że może to nie James jest jej pisany…może…
- Remus… - Nagle usłyszał za sobą znajomy głos, teraz pełen
wyrzutu.
- Och… Jame…- nie dokończył, bo został brutalnie pchnięty na
posadzkę.
- James, co ty wyprawiasz? – Lily pisnęła kuląc się na
łóżku, całkiem zszokowana tym nagłym pojawieniem się Pottera.
- Teraz będziesz się z nim prowadzać tak? – krzyknął
podchodząc do Remusa i kopiąc go w brzuch.
Lupin po kolejnym ciosie próbował wstać, ale Potter
przygwoździł go do podłogi.
- Spróbuj się do niej zbliżyć… - szepnął mu na ucho.
- Potter, ja nie jestem twoją własnością! – Lily krzyknęła,
gdy ten skierował już swoje kroki w stronę wyjścia zostawiając leżącego Remusa
na podłodze, ale ona nawet na nią nie spojrzał.
Opuścił skrzydło, a zaraz pojawiła się w nim pani Pomfrey,
która zwabiona krzyżykami biegła aż z Wielkiej Sali.
~*~
- Nie poszłaś do Lily? – Remus spojrzał na Mary wchodząc do
pokoju wspólnego, wciąż obkładając sobie lodem obolałą szyję.
- Nie – odparła krótko.
- Mary, coś się stało? – spytał siadając obok niej na
kanapie. Chciał ją przytulić, ale ona odepchnęła go.
- Zostaw mnie… - szepnęła wstając i ruszając w stronę
schodów prowadzących do dormitorium.
- Mary, co się dzieje? – Remus wstał i poszedł w jej ślady.
- To się dzieje, że… - odwróciła się do niego twarzą, gdy
stali już na pierwszym stopniu. – że…- Ale nie potrafiła dokończyć. Chciała go
uderzyć, chciała, by poczuł się tak jak ona się teraz czuła, ale tylko
pokręciła głową, a po jej policzkach pociekły łzy. Nic nie mówić wbiegła do
dormitorium zostawiając Remusa samego.
~*~
Minął kolejny dzień, a on wciąż nie wiedział co ma robić,
czuł się tak okropnie. Przecież nie zrobił nic złego. Lily była tylko jego
przyjaciółką, jak James mógł pomyśleć, że coś ich łączy. I jak mógł jeszcze o
tym powiedzieć Mary, chociaż nie miał żadnych podstaw.
Kopnął kamień, który
z pluskiem wpadł do wody, kiedy nagle usłyszał znajomy głos, dochodzący zza
wierzby.
- Mary? – krzyknął podbiegając kawałek i ujrzał samotnie siedzącą
blondynkę z twarzą ukrytą w książce. Ćwiczyła formułki jakiś nowych zaklęć.
- Och…To znowu TY… - odpowiedziała oschle, po czym znów
schowała się za książką.
- Mary, ja chcę tylko pogadać… - Remus spojrzał na nią z
nadzieją, a ona wzdychając ciężko odłożyła gruby tom na trawę.
- O co znowu chodzi?
- Bo mam takie prawo.. – odparła dobitnie. – Wierzę mu,
ponieważ on jeszcze nigdy mnie nie okłamał…
- A ja ciebie okłamałem?! – Remus nie krył swojej rozpaczy,
wszytko się waliło, dosłownie wszystko i to z tak błahego powodu.
- Tak… - Mary szepnęła próbując zachować stanowczy ton
głosu, lecz cała już drżała.
Byli tak blisko, po raz kolejny…
- Kiedy? – spytał naprawdę szczerze.
- Obiecałeś, przed pełnią, że mnie nie skrzywdzisz… -
szepnęła powstrzymując łzy. – Ale nie dotrzymałeś obietnicy… - Szybko chwyciła książkę
i jak najszybciej odeszła zostawiając go samego po raz kolejny.
Czuł się jeszcze gorzej niż przed tą rozmową. Odrzuciła go,
po raz kolejny.
~*~
Minął kolejny
tydzień, a to oznaczało, że właśnie dzisiaj wypadała noc duchów. W całym zamku
panowała wesoła atmosfera, a większość starszych uczniów pomagała w
rozwieszaniu dekoracji.
- Co się dzieje z Remusem i Mary? – spytała Dorcas,
wieszając przy stole nauczycielskim ozdobną dynię z wyciętym uśmiechem.
- Nie rozmawiali ze sobą od tygodnia…Nikt nie wie, o co
chodzi… - Alicja wzruszyła ramionami zdobiąc stoły serpentyną.
- Byli już razem, a nagle wszytko BUM i koniec! – Meadowes
zaprezentowała wielkie „bum” rękami.
- Oni byli razem? – Lily spytała zdziwiona.
Przez to, że była nieprzytomna przez tak długi czas wiele
jej umknęło i wciąż musiała zadawać pytania.
- Tak, bo wiesz w trakcie tej niby pełni… - Alicja zaczęła
tłumaczyć. – To oni się pocałowali i ogólnie było wszytko pięknie i cacy i
nagle nie mijają dwa tygodnie jak zaczynają się kłócić. Żadna z nas nie wie co
się dzieje, bo ani Mary, ani Remus nie chcą nic powiedzieć.
- A kiedy zerwali? – Lily zaczęła obawiać się najgorszego.
- W dzień kiedy się obudziłaś… - Dorcas westchnęła. – No,
ale to nie zmienia faktu, że nie wiemy, dlaczego zerwali.
- To przeze mnie… - Lily szepnęła łapiąc się z głowę. – To
moja wina…
- Co ty bredzisz Evans, przecież dopiero co się wtedy ocknęłaś.
– Alicja postukała się palcem w głowę.
- No właśnie, to był ten dzień…To wszystko moja wina…
- Lily błagam… - Dorcas zaczęła, lecz Ruda jej przerwała.
- Muszę, wam wszystko wyjaśnić…. – I opowiedziała im o dniu,
w którym to wszystko miało miejsce.
- Cholera, przecież miedzy wami nic takiego nie było! –
oburzała się Dor.
- Właśnie w tym rzecz…. – Ruda westchnęła zrezygnowana. – No
i co ja mam zrobić?
- Nie wiem co ty zrobisz… - Dor wypięła wojowniczo pierś. –
Ale ja idę porozmawiać z Jamesem, bo tak dłużej być nie może.
I wymaszerowała z Wielkiej Sali.
Powoli zbliżał się wieczór, a raz z nim uczta z okazji nocy
Duchów, ale Dorcas jakoś się tam nie śpieszyło. Siedziała na łóżku w
dormitorium pochłonięta rozmyślaniem.
Rozmawiała z Jamesem i próbowała mu powiedzieć, że to co
wiedział, Remusa i Lily, że między nimi nic nie było, ale on tylko zatrzasnął
jej drzwi przed nosem. Potem jak jeszcze próbowała go złapać na korytarzu to
wszędzie chodził z tą całą Liv z Ravencalwu. Zauważyła, że ostanie tygodnie
były dla nich wszystkich bardzo ciężkie, zwłaszcza dla Remusa i Mary i Lily i
Jamesa. Mimo, że ona często wściekała się na Blacka, to ich problemy były
niczym przy tych, które mieli ich przyjaciele.
Chciała już przerwę świąteczną…Miała dość szkoły. Chciał
wrócić do domu, odpocząć i…I móc porozmawiać z rodzicami…Ale to na końcu.
Potarła zmęczoną twarz i wygodniej usiadła na łóżku. Wzięła
pierwszą lepszą książkę z kufra i otworzyła ją na losowej stronie. W trakcie
przerzucania kartek ze środka wypadł jej złożony liścik. Odwinęła go i od razu rozpoznała
i pismo i sam list. Dostała go już jakiś czas temu od Dumbledore, a jego treść
dokładniej wyjaśniała, na czym polegać ma „posiedzenie na temat Walk
kontynentalnych”. Mimo, że czytała ten list codziennie to wciąż pewnych rzeczy
nie rozumiała, więc rozwinęła go po raz kolejny i zagłębiła się w jego treści.
Szanowna Panno Meadowes,
Zapewne wie już pani, że wraz z Remusem Lupinem, została
pani oddelegowana do pewnej sprawy, której waga jest niesamowicie wysoka. 15 listopada
Pani, pani towarzysz i szóstka uczniów z innych domów, wybierzecie się wraz ze
mną do ministerstwa Magii. Nim to jednak nastąpi, musimy dokładnie omówić pewne
kwestię i opracować technikę, oraz argumenty, którymi poprzemy naszą teorię. Ale
wszystko w swoim czasie.
Czym są walki Kontynentalne?
Otóż, najprościej to wytłumaczę w ten oto sposób. My jako
państwo – Wielka Brytania, mamy swój i własny sposób na wyłapywanie
Śmierciożerców ( niekoniecznie słuszny). Nasz minister Harold Minchum, jest za
zwiększeniem ilości Dementorów wokół Azkabanu. Jest to jakiś sposób, lecz skoro
Lord Voldemort rośnie w siłę, naszego więzienia powinien pilnować ktoś, kto
jest na tyle zaufany, że nie przejdzie na jego stronę. A Dementorzy do takich
istot z pewnością nie należą, wręcz przeciwnie z chęcią przyłączą się do
Sama-wiesz-kogo, gdy będą miały taką szansę. Natomiast Minister Magii Stanów
Zjednoczonych i całej Ameryki Północnej, do których Azkaban również należy,
proponują, by zamiast wyłapywać Śmierciożerców i zamykać ich w więzieniu, od
razu ich zabijać. Uważają, że to najpewniejszy sposób, na pokonanie Voldemorta.
I właśnie taki spór istnieje teraz między dwoma kontynentami: Ameryką Północną
i Europą, a naszym zadaniem jest wymyślenie takiej strategii pokonania Czernego
Pana, by oba te kontynenty pogodzić. Ja wciąż się jeszcze nad tym zastanawiam i
Panią również o to proszę. Spotkanie wszystkich przedstawicieli i omówienie ich
pomysłów będzie miało miejsce 5 listopada, myślę, że czasu nam starczy!
~Z poważaniem Albus
Dumbledore.
Sama nie była pewna, ale chyba wreszcie udało jej się
wszytko zrozumieć, przynajmniej to było pocieszające, gdy wokół działo się tyle
złego.
~*~
Zeszła schodami do opustoszałego pokoju wspólnego, zerkając
przy okazji na tablicę ogłoszeń wywieszoną przy wejściu. Wszyscy uczniowie
z siódmych klas, którzy w zeszłym roku nie zdali, bądź zdać nie mogli z powodu
zbyt młodego wieku, mogą przystąpić do egzaminów z teleportacji, które odbędą się na początku
Grudnia. Dokładny termin miał zostać podany.
Dorcas westchnęła. W zeszłym roku nie chciało jej się
przystępować do egzaminu, ale jak patrzyła czasem na Syriusza, który w wakacje
wciąż się aportował z pokoju do pokoju, by tylko zrobić jej na złość, sama
zapragnęła posiadać licencję.
Po chwili znalazła się w Wielkiej Sali. Małe okrągłe stoliki
stały na jej środku zawalone ogromnymi miskami, z przeróżnymi potrawami. Gdy
szła, wzdłuż Sali czuła się jakoś nieswojo, inaczej. Przeszła właśnie koło
stolika, przy którym siedział James, lecz tuż obok niego nie było Lily, lecz
śmiejąca się w głos Liv. Ruda za to siedziała dwa stoliki dalej prowadząc poważną
rozmowę z Remusem, widocznie musiała go przepraszać. A prawie na samym końcu
Sali siedziała Mary, wraz z Peterem. Gdy Dor doszła do ostatniego
stolika zobaczyła siedzącego przy nim Syriusza, on był sam. Przynajmniej to zostało po staremu –
pomyślała, po czym uśmiechając się od ucha do ucha przeszła całkiem obojętnie
obok jego stolika.
- Och, Dorcas! – zerwał się miejsca. – Ja chciałem cię
przeprosić…
- Oj, Black. – Dorcas westchnęła wywracając oczami. – Musisz
się jeszcze wiele nauczyć…
- Czyli, że mi wybaczasz? – spytał z nadzieją w glosie.
- Nie, no co ty! – Dor zaśmiała się obdarzając go zalotnym
spojrzeniem. – Żebym ci wybaczyła, musisz się bardziej postarać! – Posłała mu w
powietrzu całusa, po czym robiąc piruet odeszła do stolika obok.
*♥♥♥*
Witam!
Wracam z lekko nie zbetowanym rozdziałem...Ale i tak dzisiaj napisałam ponad połowę tego rozdziału.
Przez cały ostatni miesiąc prawie siedziałam na dupie i napisałam zaledwie 2 strony w Wordzie, aż dzisiaj weszłam i dopisałam pięć :) Ogólnie wybaczcie, że tak długo trzeba było czekać, ale szkoła, ostanie oceny itp. Ogólnie muszę się jeszcze starać na 6 z angielskiego...Trudne mam życie po prostu :C
Ale ogólnie zbliża się półrocze bloga! I z tej okazji może przygotuję małą niespodziankę, jeśli pozwolą mi na to okoliczności :)
A co do treści rozdziału...Wiem, że nie powala, ale ostatnio mam dość trudny okres w życiu i ogólnie, to, że cokolwiek napisałam jest cudem :C
Liczę na wasze komentarze :)
Co do Spamownika, od pewnego czasu mam tak zawalony, że już nie nadążam, więc jak ktoś mnie zrosił już do siebie na kolejny rozdział, to na koniec komentarza proszę się przypomnieć :)
Do napisania Mania!