Ciemnowłosy chłopak z okrągłymi okularami na nosie siedział
samotnie na łóżku szpitalnym. Jego dłoń zamknięta była wokół dłoni dziewczyny leżącej
bez oznak życia tuz obok. W skrzydle szpitalnym, o tej godzinie, było już pusto.
Powoli zbliżał się czas kolacji, co oznaczało, że siedział tu już ponad 3
godziny. Ale nie chciał wracać. Gdyby teraz poszedł do Wielkiej Sali pewnie
znów spotkałby się z pretensjami ze strony Syriusza i reszty drużyny. Zresztą nie dziwił im się. Byli na niego źli, bo w końcu to on spartolił tą robotę, ale
nie miał ochoty wysłuchiwać ich narzekań i tłumaczyć się, dlaczego nie złapał
znicz. Wolał zostać tutaj, przy osobie, którą kochał ponad życie. Chociaż ona nigdy
nie odwzajemniała tego uczucia. Wiadomo Dorcas mówiła, co innego, ale czy mógł
jej tak po prostu uwierzyć? Lily odtrącała go odkąd pamiętał, więc co mogło się
wydarzyć, że tak nagle by go pokochała. Wolną dłonią przeczesał sobie włosy i
jeszcze raz spojrzał na Lily. Była naprawdę piękna, zwłaszcza teraz, kiedy
spokojnie leżała, oczy miała zamknięte, a rude kosmyki opadały wzdłuż jej
gładkich ramion. Tak wiele by dał, by wreszcie się obudziła. Obudziła i może
wreszcie go pokochała.
~*~
-Idziecie na kolację? - Dor podniosła zmęczoną twarz znad
podręcznika od zielarstwa.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak zakuwała.
- Idziecie? - Alicja uniosła brew, odkładając na półkę Zaklęcia dla Ambitnych. - Jesteśmy tutaj
tylko we dwójkę.
- Ciągle zapominam... - mruknęła powoli wstając z łóżka. - Stopa mi
zdrętwiała...
- Może pójdziemy do Lily? - wtrąciła Al również wstając. - Wiem, że byłyśmy po
meczu no, ale...
- Nie ma sprawy. - Dor lekko się uśmiechnęła. - Ale mam nadzieję, że niedługo
się obudzi...- dodała, gdy zaczęły schodzić schodami do opustoszałego pokoju
wspólnego.
- Co tutaj tak cicho? - Alicja wytrzeszczyła oczy. - Przecież...
- Mecz.. - wtrąciła Dorcas, a ku jej uldze nie drążyły dalej tego tematu.
W ciszy szły korytarzem, każda rozmyślając o czymś innym. W końcu, po niecałych
pięciu minutach, znalazły się przy drzwiach od skrzydła szpitalnego.
Dor cichutko nacisnęła klamkę i pchnęła ogromne dębowe drzwi. Korytarz wypełnił
okropny pisk i trzeszczenie starego spróchniałego drewna. Widać było, że tych
drzwi dawno nikt nie oliwił. Alicja rozejrzała się czy nikt na korytarzu tego
nie usłyszał, po czym ostrożnie przeszła przez próg tuż za Dorcas. Już prześlizgnęły
się przez połowę komnaty ,niezauważone przez panią Pomfrey, gdy nagle Dor
zatrzymała się. To samo nakazała przyjaciółce.
-Spójrz - szepnęła, po czym obie wychyliły się zza parawanu, który je osłaniał.
Teraz obie patrzyły na te scenę, prawie ze łzami w oczach.
Wymieniły kilka spojrzeń, po czym jeszcze raz przeniosły wzrok na łóżko szpitalne
Lily.
Na jego brzegu siedział nie kto inny, jak Rogacz. Jedną ręką trzymał mocno
Lily, jakby się bał, że mu ucieknie, a drugą zasłaniał sobie mokrą od łez
twarz. Widać było, że nie znosi tego dobrze. Dor chciała do niego podejść,
poklepać go po ramieniu, pocieszyć. Teraz, kiedy
pomyślała sobie, o przegranym meczu to była bardziej zła na Syriusza niż na
Rogacza. Dlaczego Łapy tutaj nie było? Przecież powinien wspierać swoich
najlepszych przyjaciół. Ale nie, bo dla niego liczy się tylko Quidditch i tanie
Laski. Przeklnęła go za to w duchu i ruszyła
w stronę zrozpaczonego Rogacza, lecz została powstrzymana przez Alicję.
- Zostawmy go samego – szepnęła.
- Ale… - Dor urwała i tylko posłusznie kiwnęła głową.
Ala miała rację, niech pobędzie trochę z Lily sam na sam.
~*~
Dziś pełnia, Dziś
pełnia…
Mary w duchu wciąż powtarzała te same słowa. Przeczytała
wszystkie książki mówiące o tym, co robić, by opanować agresję w trakcie
przemiany, lecz nadal nie czuła się pewnie. To była jej pierwsza pełnia, więc
pewnie dlatego czuła się tak źle, ale to wcale nie poprawiało jej humoru. Bardziej
bała się o reakcję Remusa, gdy we Wrzeszczącej chacie będzie razem z nim drugi
wilkołak.
Zawsze byli z nim Syriusz, James i Peter, a teraz już tylko
Glizdogon zostanie z nimi, by w razie potrzeby odciągnąć od siebie dwa wściekłe
wilkołaki. James cały dzień przesiedział u Lily i ani myślał opuszczać skrzydło
szpitalne, zaś Syriusz był w okropnie podłym nastroju i nie miał ochoty
niańczyć dwóch wilkołaków. Zawsze otuchy dodawało jej przynajmniej to, że
będzie z nimi Glizdogon, ale on…on był tylko szczurem, jak ma powstrzymać
jednego wilkołaka, co dopiero dwa?
Mary nawet nie chciała o tym myśleć. To nie pierwsza pełnia Lupina, na pewno nad sobą zapanuje…nadal
rozmyślała siedząc nad brzegiem jeziorka.
Było już dobrze po 22, a pełnia z każdą minutą zbliżała się
nieubłaganie. Wiedziała, że to się musi stać, w końcu już nie była zwykłą
dziewczyną…Po jej policzkach pociekło kilka łez, ale już się nie bała.
- Mary? – Ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Och, witaj Glizdogonie. – Odwróciła twarz ukradkiem
ocierając łzy.
- Jesteś gotowa? – spytał siadając tuż obok i obejmując ją
czule ręką. – Wszystko będzie dobrze, nie pozwolę by ciebie skrzywdził.
Mary zaśmiała się przez łzy.
- Glizdogonie, o to się nie boję. Remus jest już
doświadczony w tych sprawach. Bardziej obawiam się tego jak ja zareaguję, jak
zareaguje mój organizm, ale jestem dobrej myśli.
- To dobrze.. – mruknął, bo żadna inna odpowiedź nie
przychodziła mu na myśl.
Mary jakoś tak dziwnie mówiła, jakby dostojniej i bardziej
elegancko. Tak jak się mówi w bogatych domach.
Chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu Peter zebrał w sobie
odwagę i zadał pytanie, które zaczęło go już trochę męczyć.
- Czemu tak dziwnie mówisz? – spytał z niekrytą ciekawością.
- Och. – Mary poczerwieniała lekko na twarzy. – Ćwiczyłam
sobie tylko, bo chciałabym być w przyszłości dziennikarką.
- A co to takiego? – Glizdogon zmarszczył brwi i wytężył
mózg, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co to jest
„dziennikarka”.
- To taki mugolski zawód. – Mary poczerwieniała jeszcze
bardziej. – Jeździ się po świecie, pisze reportaże z różnych światowych
wydarzeń…Czasem też pokazują cię w telewizji.
- A co to „telewi… - Peter czuł się coraz głupiej, kiedy
zdał sobie sprawę, że nic nie wie o mugolach.
Na szczęście, z tej sytuacji, wyratował go Remus, który
pojawił się na błoniach siadając po prawej stronie Mary.
~*~
Od pewnego czasu Dor dość często rozmyślała nad słowami
Czarnego Pana. Czy naprawdę zabił jej prawdziwych rodziców? Nikomu o tym nie
mówiła, chociaż ta informacja trochę ją przytłaczała. Ale czekała cierpliwie na
przerwę świąteczną, kiedy będzie w domu i kiedy będzie miała szansę pogadać z
rodzicami na ten temat. Musiała znać prawdę. Chociaż wiedziała, że to nic nie zmieni,
to ONI będą jej rodzicami zawsze nie zależnie od tego czy biologicznymi.
Od wczoraj też ciągle przypominał jej się sen Syriusza, w
którym to widział umierającego Jamesa. Ale przecież to jakaś bzdura, tak samo
jak to, że Łapa miał by być zbiegiem z Azkabanu. Może i miał swoje wady, ale
nigdy by nikogo nie zabił. Czasem Dorcas zdawało się, że zna go nawet za
bardzo.
- Dor, jesz? – Nagle z zamyślenia wyrwał ją spokojny głos
Alicji.
- Och, tak – odparła rozglądając się po stole pełnym
jedzenia.
~*~
Po kolacji dziewczyny udały się do dormitorium, po drodze
nie odzywając się do siebie nawet słowem. Obie były w markotnym nastroju i nie
miały ochoty rozmawiać o czymkolwiek, lecz gdy były już w pokoju wspólnym
Alicja zatrzymała się przed tablicą ogłoszeń.
- Dor, spójrz! – Wskazała ręką na największe ogłoszenia,
które zasłaniało całą resztę. – Tutaj jest twoje nazwisko.
Meadowes niechętnie
zbliżyła się do tablicy obrzucając ją jednym dość znudzonym spojrzeniem, lecz
po chwili zaczęła się wczytywać w ogłoszenie pisane ręką Albusa Dumbledore’a.
DELEGACJE UCZNIOWSKIE W SPRAWIE WALK KONTYNENTALNYCH.
Dnia 15 listopada
wydelegowani uczniowie udadzą się wraz z dyrektorem szkoły do Ministerstwa
Magii, by wziąć udział w posiedzeniu na temat Walk Kontynentalnych.
Konferencja będzie
polegała na przedstawieniu jak najlepszej opcji, dzięki który można zapobiec
Walk Kontynentalnych, które ostatnimi czasy stają się coraz bardziej uciążliwe.
Zacięte walki trwają
głównie między czarodziejami z Ameryki i Wielkiej Brytanii.
Naszym zadaniem
będzie sporządzenie jak najbardziej korzystnej ugody i przedyskutowanie sprawy
z Ministrem Magii WB i Ministrem Magii Ameryki.
Z każdego domu w
naszej szkole zostanie wydelegowanych dwóch uczniów – czarodziej i czarownica,
którzy jako para będą reprezentować swój dom, a całą ósemka szkołę.
Z poszczególnych klas
wybrani zostali:
Gryffindor
Remus Lupin
Dorcas Meadowes
Slytherin:
Severus Snape
Ariana Parkinson
Ravenclaw:
Gilderoy Lockhart
Sybilla Trelawney
Hufflepuff:
Nicolas Macmillan
Amelia Bones
~Z poważaniem Albus Dumbledore
- Niby, dlaczego to mam być ja? – Dor spojrzała na Alicję
błagalnym wzrokiem. – Czemu nie ty, czemu nie Mary? Czemu nie Lily?
- Lily jest w szpitalu, a Mary ma swoje problemy. – Al
poklepała Dor po placach. – A ja…
Dorcas spojrzała na nią wyczekująco.
- Ja…Dumbledore nie chciał mnie wziąć…
- Ale dlaczego? – Dor uniosła ręce, gdy skierowały swoje
kroki w stronę dormitorium. – Uczysz się o wiele lepiej niż ja, jesteś bystra,
mądra, wiele potrafisz…
- To nie ma już znaczenia. – Alicja przerwała jej, gdy
zaczęły wspinać się po schodach. – Jedziesz ty i kropka.
- Ale co ja mam tam niby zrobić? Czy my będziemy się jakoś
przygotowywać czy pojedziemy tam i kompletnie nie będziemy mieli pojęcia, o co
chodzi?! – krzyknęła rzucając się na łóżko. - Jakieś durne Walki Kontynentalne,
też mi coś!
- Dor uspokój się! – Przyjaciółka usiadła naprzeciwko niej.
– Myślę, że odpowiedzi na wszystkie swoje pytania znajdziesz tam. – Wskazała na
duże okno, w które śnieżnobiała sowa zawzięcie stukała dziobem.
~*~
Zostało im nie całe 15 minut, a z każdą sekundą odwaga Mary
spadała, choć wiedziała, że Remus jest przy niej.
Siedzieli we wrzeszczącej chacie we trójkę. Glizdogon
zmieniony w szczura siedział na stole podgryzając drewno, a Lupin i Mary zajęli
miejscy na łóżku. Dzielił ich prawie metr, lecz nagle niespodziewanie Remus
przysunął się do blondynki tak, że teraz stykali się ramionami.
- Mary… - szepnął. – Chcę żebyś wiedziała, że bez względu na
to, co się dzisiaj wydarzy, jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu.
Macdonald lekko spłonęła rumieńcem i by to ukryć odwróciła
głowę.
- Remusie… - odparła po chwili spoglądając mu głęboko w
czekoladowe oczy.
Zawiesiła głos. Musiała zebrać myśli, chciała jak najlepiej
wyrazić to, co czuła.
Glizdogon teraz zaprzestał podgryzania stolika i wpatrywał
się w nich, a w jego szczurzych oczach odczuć się dało ognistą zazdrość.
- Ja… - Mary zaczęła mówić, lecz Remus położył jej palec na
ustach.
Wpatrywał się w jej piękne oczy, które teraz zaszklone były
od łez, ale to nie zmieniało faktu, że dla niego Mary była najpiękniejszą
dziewczyną na świecie. Patrzyli się tak na siebie przez wiele sekund. Upajali
się swym widokiem. Remus sam nie wiedział skąd nagle wzięło się w nim tyle odwagi, ale czuł, że to jest ten odpowiedni moment, że już lepszej okazji nie będzie.
Mary już ponownie otworzyła usta by coś powiedzieć, gdy
Remus pokręcił głową i nim ona zdążyła zaprotestować pocałował ją z czułością.
Gdy cofnął się spojrzała na niego zszokowana, ale jej oczy,
aż płonęły ze szczęścia, a w serce zaczęło szybciej bić. Nim ponownie się
pocałowali rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę Glizdogona, który siedział na
stoliku z szeroko otwartą mordką. Jego ciało lekko drżało z bezsilnej złości.
- Mary… - Remus szepnął jej na ucho, gdy wreszcie się od
siebie oderwali. – Kocham cię…
Uśmiechnęła się sama do siebie, to był chyba najpiękniejszy
wieczór w jej życiu, nigdy by się nie spodziewała, że ktoś taki jak Remus Lupin
ją zechce.
Jeszcze raz na niego spojrzała, gdy nagle ich pokój wypełnił
srebrzysty blask. Pełnia się rozpoczęła, była północ. Glizdogon szybko
zeskoczył na podłogę, chowając się pod stołem.
Mary zdezorientowana zamknęła oczy, by szybko zebrać myśli.
Wzięła głęboki wdech, a tuż obok usłyszała już przeraźliwe krzyki Remusa. Jego
przemiana się rozpoczęła, zaraz też i ona zacznie się zmieniać. Czekała aż i ją
przeszyje okropny ból, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Otworzyła szybko
oczy. Tuż obok niej siedział wielki wilk, szczerzący kły, które teraz ociekały
mu śliną. Mary przerażona spojrzała na swoje dłonie, lecz one się nie zmieniły.
Nadeszła pełnia, a ona nie uległa przemianie.
*♥♥♥*
Witajcie!
Rozdział jest :)
Nawet mi się podoba (to nowość XD)!
Pełnię urwałam, mimo błagań Panienki Livvi :D Będę sadystką XD BUHAHAHAHA!
Mam nadzieję, że mój pomysł was nieco zaskoczył :D
A Walki Kontynentalne lepiej wyjaśnię w kolejnych rozdziałach :)
A myślę, że rozdział mam prawo komuś dedykować :)
Laughing Queen :)
Dziękuję za wspaniały komentarz i podziwiam cię, że dałaś radę przeczytać te wszystkie 8 rozdziałów :D Ja chyba bym padła z nudy XD
Wszystkim innym również ogromnie dziękuję :)
Teraz liczę tylko na kolejne komentarze, które dadzą mi kopa do pracy!
Ściskam was i do napisania!
Mania :*
Laughing Queen :)
Dziękuję za wspaniały komentarz i podziwiam cię, że dałaś radę przeczytać te wszystkie 8 rozdziałów :D Ja chyba bym padła z nudy XD
Wszystkim innym również ogromnie dziękuję :)
Teraz liczę tylko na kolejne komentarze, które dadzą mi kopa do pracy!
Ściskam was i do napisania!
Mania :*