- Dorcas? – Usłyszała znajomy głos,
gdy szła korytarzem.
Odwróciła się szybko i zobaczyła
starszego mężczyznę z posiwiałą brodą i długą, fioletową
szatą do ziemi.
- Profesor Dumbledore? – spytała
zaskoczona.
Dyrektor rzadko kiedy opuszczał
gabinet, chyba, że miał jakiś naprawdę ważny powód. Zwykle był
nim głód, bądź chęć przewietrzenia się w pobliskiej wiosce,
ale jeszcze nigdy Dorcas, nie wiedziała, żeby chodził sobie, tak
po prostu po korytarzach Hogwartu.
- Moja Droga, pozwól ze mną na
chwilę, chciałbym z tobą pogadać… - Dyrektor uśmiechnął się
znad okularów połówek, zachęcając Dorcas, by poszła razem z nim.
- Ale lekcje… - jęknęła obawiając
się kolejnego szlabanu.
- Och, o to się nie martw, jesteś
zwolniona ze wszystkich, do końca dnia.
Przez chwilę szli w milczeniu, a Dor
czuła się coraz bardziej poirytowana. Po co dyrektor ją tutaj
ściągnął ? Może uznał, że nie jest ona godna należenia do
Zakonu Feniksa i postanowił zmodyfikować jej pamięć. Albo
dowiedział się, że wczoraj w nocy była na błoniach razem z
Syriuszem i chciał ją ukarać. Nim jednak zdążyła wymyślić
kolejny powód, dla którego Albus Dumbledore chciał z nią
porozmawiać, dyrektor odezwał się prawie, że szeptem:
- Dorcas, posłuchaj mnie, czy tamtego
dnia, gdy razem z Syriuszem walczyliście ze Śmierciożercami coś
się wydarzyło? Czy o czymś się dowiedziałaś?
-On wie! – pomyślała Dor. – Wie o
tym co powiedział mi Voldemort. – Nie! – odparła już na głos
nerwowo przełykając ślinę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz mi o
niczym powiedzieć? - Dumbledore przeniósł na nią swój
świdrujący wzrok, a ona, mocniej zaciskając palce na skrawku
szaty, powtórzyła:
- Nie naprawdę…
Przez twarz Dumbledore jakby przemknął
cień zrozumienia, ale zaraz powrócił na nią dawny uśmiech.
- Jeśli tak uważasz to myślę, że
nie mamy o czym rozmawiać…A teraz możesz wracać do dormitorium,
nie musisz iść z powrotem na lekcję.
Dor skinęła głową, po czym jak
najszybciej pomknęła w stronę wieży Gryffindoru.
~*~
- On wie! – Dorcas rzuciła się
zrezygnowana na jeden z foteli.
- Co? – Syriusz usiadł naprzeciwko
niej, na kanapie, opierając się plecami o miękką poduszkę.
Akurat była przerwa na lunch i wszyscy
Gryfoni siedzieli w Wielkiej Sali, więc pokój wspólny był
całkowicie pusty.
- O rodzicach… - Dor jęknęła
przecierając zmęczone oczy.
- Ale kto?
- Dumbledore! – wyjaśniła,
wywracając oczami.
- Powiedział ci? – Syriusz
wytrzeszczył oczy.
- Nie tak dosłownie. – Wzruszyła
ramionami. – Ale on o tym wie, na pewno. Podszedł do mnie dziś na
korytarzu i spytał się czy jest coś, o czym chciałabym mu
powiedzieć…
- A ty oczywiście powiedziałaś, że
nie! – odparł wspaniałomyślnie.
- A co miałam powiedzieć! – Dor
lekko dotknięta zmarszczyła brwi.
- No nie wiem… - Udał, że się
zastanawia. – Może prawdę?
- W takim razie czemu ty nie powiesz
prawdy Jamesowi – odgryzła się, odrzucając o tyłu włosy. –
Nie wiem czy wiesz, ale to ty nie powiedziałeś mu o tych całych
snach, które uważasz za przepowiednie.
- To co innego…
- Mylisz się. Kłamstwo to kłamstwo i
zawsze będzie nieść za sobą konsekwencje, niezależnie od tego
jakie ma się intencje.
- Dobrze, dobrze! – Uniósł ręce w
obronnym geście. – Pójdę do Jamesa i mu wszystko wytłumaczę,
ale ty masz iść za to do Dumbledore i powiedzieć mu całą prawdę,
ale nie za darmo. - Uśmiechnął się Huncwocko.
- Czego chcesz?
- Jeśli ty nie powiesz Dumbledorowi,
ale ja powiem Jamesowi umówisz się ze mną, a jeśli będzie
odwrotnie...To będziesz mogła zrobić ze mną co tylko ci się
podoba... - Poruszył sugestywnie brwiami, za co oberwał poduszką po
twarzy. - A jeśli oboje powiemy lub nie powiemy to jesteśmy kwita.
Mamy siedem dni.
Dorcas wywróciła oczami, ale
ostatecznie uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.
- Zgoda…
- No to powodzenia! – Syriusz wstał
zadowolony z kanapy i ruszył w stronę wyjścia.
~*~
I znów stała przed gargulcem. Zdała
sobie sprawę z tego, że od pewnego czasu dość często znajdowała
się w gabinecie dyrektora. O wiele częściej, niż mogłaby się
tego spodziewać. Ale to miało związek z tym, że przez ostatnie
kilka tygodni bardzo się zmieniła, może dlatego stała się kimś
bardziej wartościowym, kimś kto może wiele zmienić.
W końcu wyrwała się z zamyślenia, z
zamiarem wejścia do gabinetu. Już miała wymówić hasło, kiedy
nagle gargulec sam odskoczył w bok, a tuż zza niego wyłonił się
Albus Dumbledore. Na jego twarzy, tym razem, nie było już uśmiechu,
ale zdeterminowanie jakiego dotąd nie widziała.
- Dorcas, jak dobrze, że cię widzę –
odetchnął na jej widok. – Musisz jak najszybciej zebrać członków
Zakonu Feniksa. Zbierzcie się przy wyjściu z zamku, potem wam
wszystko wyjaśnię!
Dorcas lekko zaskoczona tylko pokiwała
głową i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
~*~
- Albusie, co się dzieje? – Minerva
McGonagall zrównała się krokiem z dyrektorem. – Przed bramą roi
się od Aurorów, mówią, że przybyli na twoje wezwanie!
Dumbledore tylko kiwnął głową.
- Wyjaśnisz mi w takim razie, o co
chodzi? – Profesorka zagrodziła mu drogę, chwytając się za
biodra.
- Została porwana uczennica – odparł
z pełną powagą, a McGonagall zakryła dłonią usta. – Nie wiemy
dokładnie jak to się stało – kontynuował – ale chyba sama
opuściła zamek. Niedługo po tym, o jej zniknięciu, poinformował
nas Pan Pettigrew. Przeszukaliśmy dokładnie zamek i jego okolice i
faktycznie nigdzie jej nie ma. Całą sprawę jednak wyjaśnił ten
list… - Podał McGonagall zwitek pergaminu.
„Jeśli nie dostanę
tego, czego żądam, już nigdy nie zobaczycie jej żywej”
- Albusie, o co w tym chodzi? –
Oddała mu list. Była coraz bladsza. – I właściwie, która z
uczennic została porwana?
- Mieszka w twoim domu Minervo. –
Dumbledore spojrzał na nią smutno. – Nazywała się Mary, Mary
Macdonald.
~*~
Cała szóstka siedziała na schodach
przy głównym wejściu do zamku. Co się działo? Nikt nie chciał
im wyjaśnić. Siedzieli w milczeniu, pogrążeni jedynie we własnych
myślach.
Dorcas podenerwowana bawiła się
sowimi włosami, podczas gdy Alicja cicho płakała przytulona do
Franka. Zaś Remus, Peter i Syriusz wpatrywali się tylko tępo w
podłogę, tak jakby to mogło w czymś pomóc.
- Dlaczego nam nie pozwolili pójść?
Dlaczego w ogóle nam nie powiedzieli co się dzieje? Wiemy tylko to,
że porwali Mary… - Remusowi załamał się głos. – Ale
dlaczego, do jasnej cholery, nic nie możemy zrobić?!
- Remus… - Dorcas położyła mu rękę
na ramieniu. – Wszystko będzie dobrze…
Pokiwał tylko lekko głową, choć
widać było, że go to nie przekonało.
Jej też chciało się płakać, cała
ta sytuacja ją przytłaczała. Potarła dłonią brew, starając się
zebrać myśli. Lily i James też powinni tu być. Nie byli co prawda
członkami Zakonu Feniksa, ale teraz mało ją to obchodziło.
Dumbledore wyraźnie jej powiedział – Musisz jak najszybciej
zebrać członków Zakonu Feniksa, ale nie zamierzała go słuchać.
Lily i James też mieli prawo wiedzieć co się stało. W końcu Mary
też była ich przyjaciółką.
- Idę po Evans i Pottera. – W końcu
wstała, puszczając kosmyk włosów, którym się przed chwilą
bawiła.
- Idę z tobą! – Syriusz momentalnie
zerwał się z miejsca.
- Nie musisz, naprawdę…
- Ale chcę – odparł cicho i zaraz
oboje weszli ogromnymi wrotami do wnętrza zamku.
Szli w milczeniu, ale Dorcas to nie
przeszkadzało. Wciąż myślała o Mary i o tym, by nic jej się nie
stało. W jej głowie pojawiało się też wciąż pytanie Dlaczego
Mary, Lily i James nie dostali zaproszenia do Zakonu Feniksa? W końcu
oni też mieli zamiar zostać Aurorami i byli z pewnością bardziej
godni zaufania niż ona sama.
- Dor? – Syriusz wreszcie się
odezwał, gdy dochodzili już do wieży Gryffindoru.
- Tak? – spytała wyrwana z
zamyślenia.
- Zobacz kogo nam tu przywiało –
odparł z przekąsem, wskazując głową na dwie postacie, stojące
przy portrecie Grubej Damy.
- Witaj James, witaj Liv… - Dorcas
przywitała ich z nieco sztucznym uśmiechem, ale Potter i tak już
doskonale wiedział, jak traktuje jego relacje z Krukonką.
- My się znamy? – blondynka
zaskoczona odwróciła się do Dorcas. – Liv, Liv Lacroix.
- Dorcas Meadowes. – Zaskoczona
uścisnęła jej dłoń.
- A my nie musimy się sobie
przedstawiać – dodała patrząc na Syriusza, który już lekko
rozpłynął się na jej widok. W sumie teraz wyglądała znacznie
lepiej niż wtedy, gdy siedziała cała przemoknięta na trybunie.
Dor poirytowana trzepnęła go
dyskretnie w głowę.
- Wybacz, ale czy możemy na momencik
porwać Jamesa? – spytała znów spoglądając na blondynkę.
- Oczywiście! – Pokiwała głową,
jakby to faktycznie było oczywiste. – To do zobaczenia James!
Potter nie odzywając się nawet
słowem, tylko pomachał jej na pożegnanie.
- James, musisz z nami pójść. –
Dor westchnęła. – Ale ty Syriusz pójdź jeszcze, po Lily. – Te
słowa podziałały na Pottera jak dobry łyk ognistej whisky.
Nim Syriusz zdążył zniknąć za
obrazem odezwał się lekceważącym tonem.
- Nigdzie nie idę z tą… - urwał za
co Dor szczerze mu dziękowała. Nie miała ochoty go teraz bić.
- Jeśli chcecie urządzać, jakieś
romantyczne wieczorki, żeby nas razem zeswatać, to mówię
stanowczo NIE!
- James jesteś okropny! – Dor
zmarszczyła brwi, posyłając mu mordercze spojrzenie. – Myślisz
tylko o sobie. Jesteś naprawdę samolubny!
Potter tylko wzruszył ramionami.
- W takim razie, o co chodzi? –
spytał wkładając ręce do kieszeni.
- Mary została porwana przez
Śmierciożerców…
~*~
- Żartujecie sobie prawda? - Lily
zaśmiała się nieco nerwowo, gdy powiedzieli jej co się stało.
- No...Niestety nie... - Dor spuściła
głowę.
- Jezus Maria... - Ruda zakryła dłońmi
twarz, siadając na schodach przed wejściem. - To wszystko moja
wina...
-Lily co ty gadasz? - Dorcas objęła
ją ramieniem.
- To ja... - chlipnęła, a po jej
policzkach spłynęły łzy. - Pokłóciłam się z nią parę godzin
temu i ona wybiegła...Nic nie mogłam zrobić, ona wyszła przez
wrota i gdy poszłam za nią ona już zniknęła... - Zalała się
łzami i nie była już w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Lily nie zadręczaj się. - Dorcas
podała jej chusteczkę, gdy obie wstały, by dołączyć do
siedzących niżej przyjaciół.
Nim Lily zdążyła odpowiedzieć
usłyszeli huk i tuż przed nimi zmaterializowali się Dumbledore i
trzej inni Aurorowie. Jeden z nich trzymał na rękach czyjeś
wątłe, wręcz pozbawione życia, ciało. Remus w jednaj chwili
zerwał się z miejsca i podbiegł do mężczyzny, który trzymał zimną i mokrą od
krwi Mary.
- Co się stało? - spytał, a w jego
oczach malowała się rozpacz.
- Była torturowana Remusie. -
Dumbledore odparł z powagą.
- Ale... - Lunatyk chciał coś
powiedzieć, ale dyrektor uciszył go gestem ręki.
- Wiem, że jest wam ciężko, ale na
razie ona jest bardzo wyczerpana i musi odpocząć. Najlepiej będzie,
jeżeli na razie nie będziecie jej odwiedzać. - wyjaśnił, po czym
wraz z resztą Aurorów zniknął za wrotami zamku.
~*~
To był dzień pełen rozpaczy i
smutku. Atmosfera była tak przygnębiająca, że nawet Lily i James
przestali się kłócić i zapomnieli o swoich problemach. Dumbledore
rozmawiał z ich dwójką i także zaprosił ich do dołączenia do
Zakonu Feniksa, ale czemu dopiero teraz nie chciał zdradzić.
O porwaniu Mary, także wiedziało
tylko niewiele osób, a z uczniów, tylko ich ósemka. Nie mogli
jednak z nikim rozmawiać na ten temat, chociaż sami niewiele
wiedzieli. Mogli jedynie mieć nadzieję, że z czasem wszystko
zostanie im wyjaśnione. Jednak każdy kolejny dzień, co raz bardziej
doprowadzał ich do rozpaczy. Wciąż nie mogli widywać się z Mary
i wciąż nic im nie wyjaśniono. To było tak przygnębiające, że
prawie każdy dzień mijał im w ciszy, tak jakby bali się, że gdy
się odezwą, może stać się coś złego. Tylko Remus jako jedyny
zachował zdrowy rozsądek i zawzięcie zbierał podpisy uczniów,
gotowych brać udział w „Kursie na Aurora”. Chociaż wiedział,
że to w niczym nie pomoże Mary, nie chciał się zadręczać i póki
co udało mu się zebrać 12 podpisów. Osiem należało do nich,
dziewiąty do namówionej przez Jamesa Liv, zaś trzy ostatnie do
jednego Gryfona z siódmej klasy i dwóch Puchonów, których rodzice
byli Aurorami.
O stanie zdrowia Mary na bieżąco
informował ich dyrektor, lecz to im nie wystarczało. Dor do końca
umowy z Syriuszem został dokładnie jeden dzień, dlatego
postanowiła skorzystać z okazji i spotkać się z Dumbledorem i od
razu dopytać się o Mary.
Gdy tylko przekroczyła próg gabinetu,
dyrektor zaprosił ją gestem ręki, by usiadła, po czym zapytał:
- Jak samopoczucie? Po jutrze
wyjeżdżamy.
Dor mruknęła pod nosem coś
niezrozumiałego i usiadła naprzeciwko ogromnego biurka.
- Co cię do mnie sprowadza Dorcas? -
Dyrektor spojrzał na nią przyjaźnie znad okularów połówek.
- Chciałam z panem o czymś
porozmawiać... - zaczęła trochę zakłopotana.
- Zamieniam się w słuch – odparł z
uśmiechem.
- Chciałam powiedzieć, że miał Pan
rację... Wtedy w tym lesie coś się wydarzyło – urwała, lecz
Dumbledore milczał, więc wzięła głęboki wdech i kontynuowała.
- On powiedział, że moi rodzice...Że oni...To... - Przełknęła
ślinę nie mogąc z siebie tego wydusić.
- Rozumiem. - Profesor westchnął
ciężko. - I doskonale wiem jak się czujesz.
- Myślę, że Pan jednak nie wie –
pokręciła głową, mocno powątpiewając w słowa dyrektora.
- Chciałem powiedzieć ci o tym już
dawno, ale nie miałem prawa. Nie miałem prawa psuć ci tak pięknego
dzieciństwa. Mogli ci to powiedzieć jedynie przyszywani rodzice.
- Pan wiedział? - Dorcas nie kryła
oburzenia. - Przez te wszystkie lata?
- Nie od razu – wyznał smutno. -
Znałem twoich prawdziwych rodziców bardzo dobrze, można
powiedzieć, że byli oni moimi najlepszymi przyjaciółmi. Uczyłem
ich oboje transmutacji, kiedy dyrektorem szkoły, był jeszcze
Armando Dippet. Byli wspaniałymi ludźmi.
- Ale co takiego się stało? - Dorcas
zagryzła wargę. - Jak...Jak zginęli...?
-Pamiętam ten dzień do dziś. -
Pogładził długą brodę w zamyśleniu. - Poszedłem ich
odwiedzić, a ponieważ mieszkali blisko szkoły, bo w samym
Hogsmeade, to dość często to robiłem. Drzwi w domku były
wyważone, a ja zaraz znalazłem ich martwe ciała, a ty i twoja
siostra zniknęłyście...
- Miałam siostrę? - Dorcas zakryła
dłonią usta.
Te wszystkie informacje spłynęły na
nią tak nagle, że była lekko roztrzęsiona.
- Przez wiele lat was poszukiwałem. -
Dyrektor wyjaśnił. - Na marne. Wasze nazwiska zostały zmienione.
Aż w końcu, pewnego dnia, pojawiłaś się w Hogwarcie, a ja uważnie
obserwowałem wszystkie uczennice z tego samego rocznika co ty...
- Po co Pan to robił? - wpadła mu w
słowo, opuszczając wzrok.
- Przysiągłem twoim, rodzicom, że
zawsze będę robił co w mojej mocy, by im pomóc.
- A dlaczego właściwie Lord Voldemort
chciał ich zabić?
- Z wielu powodów. - Dumbledore
wygodniej usadowił się w fotelu. - Na pewno jednym z nich było to,
że chodzili razem do szkoły. Twój ojciec, był co prawda cztery
lata młodszy od Voldemorta, ale od początku nie podobało mu się
to, jak ówczesny Tom Riddle traktuje słabszych od siebie. Mimo
swojego młodego wieku, twój ojciec często stawał w obronie tych ,
których Voldemort gnębił.
- A moja matka? - Dor przełknęła
ślinę.
- Ona pojawiła się w Hogwarcie pięć
lat po twoim ojcu. Gdy on skończył już szkołę został Aurorem i
po paru latach, gdy twoja matka również zdawał testy na Aurora on
był jej koordynatorem. I tak właśnie...
- Się poznali – dokończyła za
niego.
- Trzy lata później wzięli ślub, a
po roku urodziła się twoja siostra Eliza. - Dumbledore przez chwile
wpatrywał się smutnym wzrokiem w pustkę za plecami Dorcas, ale po
chwili odchrząknął. - A po kolejnych trzech latach ty pojawiłaś
się na świecie.
- Ale dlaczego ja nic, a nic nie
pamiętam? - Dorcas przeczesała ręką włosy. - Przecież miałam
już 3 lata, coś powinnam zapamiętać.
- Zaklęcie zapomnienia Droga Dorcas. -
wyjaśnił kiwając głową. - Voldemort nie chciał byście
cokolwiek pamiętały, do momentu, gdy sam nie zechce wam tego
wyjawić.
- I mu się udało...
- Nie mamy pewności czy Eliza o tym
wie... - Dumbledore zamyślił się przez chwilę. - Ale szczerze w
to wątpię...
- A czy wiadomo, gdzie ona teraz jest?
- Dorcas spytała z nadzieją.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. -
Dumbledore pogładził swoją długą srebrzystą brodę. - Ale
wznowie moje poszukiwania, jeśli tego chcesz.
- Dziękuję. - Dor szepnęła niemal
niedosłyszalnie.
- Jest jeszcze jedna rzecz., myślę że
chciałabyś o tym wiedzieć. Twoi rodzice nazywali się Eadlyn i
Seamus Destineytowie.
- Czyli ja nazywałam się Dorcas
Destiney? - Dumbledore pokiwał głową. - Ale dlaczego Voldemort nie
zabiła ani mnie ani mojej siostry?
- Myślę, że doskonale znasz
odpowiedź na to pytanie – posłał jej znaczące spojrzenie.
- Zabiłem twoich rodziców 15 lat
temu. - Czarny pan kontynuował. - I oddałem cię do tych mugoli.
Musiałem się ciebie pozbyć, żałuję do dziś, że cię nie
zabiłem.
- To zabij mnie teraz! - Dor syknęła
przez zęby z determinacją. Nie wierzyła w to wszystko. To był
jakiś stek kłamstw, przecież zna swoich rodziców bardzo dobrze i
wie, że nigdy by jej nie okłamali.
-W sumie mógłbym cię teraz
zabić...- Voldemort zamyślił się. – Ale czy chcesz takiej
śmierci? Nie wolałabyś do nas dołączyć. Była byś idealną
kandydatką na Śmierciożerczynię. Miałem nadzieję i mam ją do
dziś, że jak dorośniesz dołączysz do naszych szeregów i razem
zawładniemy tym światem.
A co gdyby dołączyła wtedy do
szeregów Czarnego Pana? Jak teraz wyglądało by jej życie? Może
nie musiała, by znosić tych wszystkich rzeczy, na które jest
narażona w Hogwarcie...
Jak najszybciej odepchnęła od siebie
te myśli. Jak w ogóle mogła mieć wątpliwości co do swojego
wyboru.
Ale nagle sobie o czymś przypomniała.
- Panie profesorze?
- Yhym?
- Wtedy w lesie, wśród
Śmierciożerców, był chyba Severus Snape – wyjaśniła lekko
drżącym tonem.
Twarz Dumbledore'a przebrała poważnego
wyrazu, ale po chwili odezwał się do niej tym samym pogodnym tonem.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś.
Dor kiwnęła lekko głową i wstała z
krzesła.
- To ja chyba będę się już
zbierać... - odparła lekko zakłopotana.
- To świetny pomysł, może zdążysz
jeszcze na śniadanie! - Mrugnął do niej.
Dorcas pośpiesznie skierowała swoje
kroki w stronę drzwi i już miała wyjść, kiedy przypomniała
sobie, po co tak właściwie chciała odwiedzić Dumbledore'a.
- Profesorze, co z Mary? - spytała
odwracając głowę.
- Pani Macdonald jest w dobrych rękach,
nic jej nie będzie.
- Ale...- napotkała spojrzenie
Dumbledore'a. - Dobrze, dziękuję...- Już chciała przekręcić
klamkę, kiedy drzwi rozwarły się z hukiem i wpadła przez nie
rozwścieczona McGonagall, a za nią Syriusz i James.
~*~
Kilkanaście minut wcześniej
- Poranna poczta! - Ktoś krzyknął,
kiedy przez wylot w dachu wleciała gromada sów niosących przeróżne
paczki i lity.
Jedna z kopert wpadła wprost do
talerza Lily Evans. Zgarnęła go szybko, by nikt go nie zobaczył,
ale James Potter już od dobrych kilku minut uważnie ją obserwował i nic
mu nie umknęło.
Po całej sprawie z Mary uznali, że
zapomną o tym co się wydarzyło, nie zmieniało to jednak nic w ich
dotychczasowych relacjach. James przeprosił też Remusa i od teraz
już normalnie za sobą rozmawiali.
- Evans, pokaż co tam chowasz. -
Okularnik pochylił się nad stołem, próbując dojrzeć list, który
Lily pośpiesznie próbowała ukryć.
- To nie twoja sprawa Potter! -
warknęła poirytowana.
- Myślę, że jednak moja! -
wyszczerzył się. - Pokaż to! - I wyrwał z jej ręki zwitek
pergaminu.
- Potter! To mój osobisty list! - Lily
wściekała rzuciła się przez stół na czarnowłosego,
przewracając tym samym misy z jedzeniem.
- Oddawaj! - krzyknęła próbując
dosięgnąć list, który James trzymał w wyciągniętej, do góry,
ręce.
- Co tu się dzieje?! - Nagle przy ich
stole pojawiła się Minerva McGonagall.
- Och, Pani Profesor! - Lily w jednej
chwili stanęła na baczność, poprawiając swoją odznakę
Prefekta. Przy okazji wyrwała List z dłoni Rogacza, który
zaskoczony pojawianiem się profesorki opuścił rękę.
- Wasze zachowanie jest karygodne! -
McGonagall oparła się rękami o stół.
W jednaj z nich trzymała niewielkie
pudełko, które przed chwilą musiała przynieść jej sowa.
- Jeszcze jedna taka sytuacja, a
dostaniecie szlaban! - Zagroziła im palcem, puszczając przy tym
paczuszkę.
James skorzystał z okazji i szybko po
nią sięgnął, co na szczęście, umknęło uwadze profesorki.
- Ach i Panno Stweart – zwróciła
się do Alicji, nienaturalnie uprzejmym tonem. - Gratuluję!
Po czym odeszła od stołu.
Alicja szybko tłumaczyła Lily, że
nie ma pojęcia o co chodzi, a James w tym czasie pokazywał pudełko
Frankowi, Peterowi i Remusowi, ponieważ Łapa jak zwykle zaspał. To
trwało zaledwie kilka sekund, kiedy uchylił wieko i zagwizdał z
podziwem, na widok czarnej, obcisłej, koronkowej bielizny.
McGonagall, która zapomniała o
paczce, zdążyła dojść już do końca stołu Gryfonów, kiedy
usłyszała głos Jamesa:
- Spójrzcie tu jest jeszcze karteczka
„Mam nadzieję, że ci się spodoba, twój Argus”
- Potter! - wydarła się, odwracając
się w stronę okularnika.
Przyśpieszyła kroku, a James już
wiedział co się zaraz stanie. Nim McGonagall zdążyła go dopaść
zerwał się z miejsca, chwytając pudełko i ruszył w stronę
wyjścia z Wielkiej Sali.
- Potter, zatrzymaj się w tej chwili!
- Ale James nawet o tym nie myślał i gnał co tchu korytarzem.
Zaraz skręcił za rogiem, wpadając
wprost na Syriusza. Nic nie wyjaśniając, wcisnął mu do rąk
pudełko i zniknął w korytarzu. Black zszokowany szybko je
otworzył, a zaraz zatrzasnął przerażony, gdy zobaczył co jest w
środku. Nic z tego nie rozumiał, ale gdy zza zakrętu wypadła
rozwścieczona McGonagall wszystko stało się jasne.
- Black, oddawaj mi to!
Syriusz dłużej nie zwlekając
popędził korytarzem, dopadając najbliższych schodów, prowadzących
na wyższe piętra. McGonagall wciąż nie dawała za wygraną.
Syriusz biegł przed siebie, gdy nagle poczuł, że upada. Usłyszał
głośne miauknięcie, a pudełko, które niósł, wypadło mu z rąk.
Za chwilę na miejscu pojawiła się
profesorka. Jakie zdumienie malowało się na jej twarzy, gdy ujrzała
Syriusza rozciągniętego na podłodze, a tuż obok lekko poturbowaną
Panią Norris. A zawartość pudełka, które niósł Black
wylądowało na głowie woźnego Argusa Filcha, który aż kipiał ze złości.
- Pani Profesor, to nieporozumienie! -
Łapa szybko wstał z podłogi.
- Nie mnie będziesz się tłumaczył,
tylko dyrektorowi! - krzyknęła. - To była moja osobista przesyłka,
nie mieliście prawa! - Syriusz nigdy nie widział jej takiej
wściekłej. - A teraz za mną! Idziemy po Pana Pottera!
~*~
Następnego dnia już cała szkoła
wiedziała o incydencie z drogą bielizną profesor McGonagall, ale
mimo że wiele osób plotkowało na ten temat, nie każda wersja była
prawdziwa. Jedną z najdziwniejszych rozpowiadały dziewczyny z
Ravenclawu, w której to James, w trakcie śniadania, wręcza
McGonagall przesyłkę z intymnym prezentem, który sam dla niej
kupił. Nieszczęśliwie pojawia się tam Syriusz w obecności
Dumbledore'a. McGonagall oddaje paczkę Syriuszowi i sama ucieka w obawie, że ktoś dowie się, że miała romans z uczniem.
Po drodze jednak spotyka miłość swojego życia – Argusa Filcha
– i rzuca mu się w ramiona. Syriusz, który wie jak
bardzo Jamesowi zależy na profesorce, obrzuca ich dwójkę
prezentem od Pottera.Reszta plotek mimo, że bliższych prawdy, brzmiała podobnie.
Wszyscy najwyraźniej byli zachwyceni
tym, że w szkole coś się dzieje, ale nikomu, kto znał Mary
Macdonald nie było do śmiechu. Nadal nie mieli żadnych konkretnych
informacji.
Dorcas właśnie pakowała się do
obszernej fioletowej walizki, którą miała zamiar zabrać do
Londynu. Mieli tam pojechać na, co prawda, zaledwie pięć dni, ale
Dor miała ogromny problem z wyborem ubrań i na wszelki wypadek
wzięła ich trochę więcej.
W końcu zatrzasnęła walizkę i
usiadła zmęczona na łóżku. Dziś mijał dokładnie tydzień od
jej zakładu z Łapą i była bardzo ciekawa czy wywiązał on się z
obietnicy. Zostało mu niecałe pięć minut, bo właśnie tyle
zostało do północy.
Reszta dziewczyn już spała, więc Dor
cichutko wyślizgnęła się z dormitorium, zajmując miejsce w
Pokoju wspólnym. Za chwilę powinni zjawić się tam Syriusz i
James, wracający ze szlabanu u Profesor Sprout. Przez najbliższe
dwa tygodnie mieli jej pomagać w cieplarni, przy przeróżnych
roślinach. Nie była to najsurowsza kara, bo Filch, na początku,
proponował, by przywiesić ich za ręce do sufitu lub dać
bezterminowy zakaz gry w Quidditcha. Na pierwsze nie zgodził się
dyrektor, a na drugie sama McGonagall, której nad wyraz zależało
na zdobyciu w tym roku pucharu w rozgrywkach.
Dor się nie pomyliła i za chwilę
przez dziurę pod portretem, weszli do pokoju James i Syriusz.
- Hejka Dorcas! - przywitali ją. - Ty
jeszcze nie śpisz?
- Właśnie nie James, bo widzisz mam
do ciebie małe pytanko – odparła z uśmiechem.
- Pytaj o co chcesz! - usiadł na
kanapie, naprzeciwko Dor, a Syriusz tuż obok niego.
- Czy nasz kochany wujek Łapcio, mówił
ci coś o swoim śnie? - Pochyliła się do Pottera, podczas gdy
siedzący obok Syriusz lekko zbladł.
- Rozumiem – odparła kiwając głową.
- Dobranoc! - i ruszyła w stronę schodów prowadzących do
damskiego dormitorium.
- Dorcas?! - Syriusz krzyknął za nią,
gdy była już na trzecim stopniu.
Odwróciła głowę i słodko się
uśmiechając odparła:
- My później się policzymy! - Po czym
zniknęła na schodach.
*♥♥♥*
Witajcie!
Udało mi się odzyskać rozdział ufff...
Z tego powodu, że nie miałam do niego dostępu przez kilka dni mogą pojawić się błędy, ale to chyba już standard :) Rozdział jeden z dłuższych bo ma 8/9 stron w Wordzie.
Wiem, że mnie zabijecie za Mary, ale żeby nie było tak smutno dałam śmieszny fragmencik, mam nadzieję, że się wam podobał :)
Czekam na wasze opinie :)
Do napisania Mania :*